Pomyśleliście kiedyś co by się stało, gdyby ziściły się najgłębiej skrywane ludzkie lęki?
Klaudia Zacharska najwyraźniej tak, gdyż właśnie o tym jest jej ostatnia powieść, pt. „Sepia”. Na początku oczarowała mnie okładka. Zachwyca mnie ilekroć na nią spojrzę. Gatunek, a do tego akcja dziejąca się w Polsce sprawiły, że nie mogłam się oprzeć temu tytułowi.
Postaci w książce jest sporo. Jak dla mnie za sporo. Rozumiem zamysł i gdyby tak bardziej się na nich skupić to zdecydowanie mocniej powiałoby mi Kingiem 😉 Kiedy jednak już bliżej poznałam się z głównymi bohaterami, to wrażenie, że jest za dużo postaci ulotniło się. Powiew Kingiem jednak pozostał i to jest bardzo na plus.
Wszyscy bohaterowie są jacyś. Nie ma papierowych, martwych ludzików i chociaż poboczni nie są jakoś specjalnie rozbudowani to także są wyraziści. Samo miasteczko również ma swój specyficzny, ciężki klimat, nawet zanim cokolwiek złego zaczęło się w nim dziać. Być może to sama jego nazwa ma takie sugerujące wrażenie… A może zwyczajnie dałam się zasugerować opisowi…
*
To powieść grozy i jak na taki gatunek przystało dzieje się zło… Mroczne siły obrały sobie za cel małe miasteczko jakich wiele. Autorka dość szybko wprowadza do fabuły elementy grozy. Jeśli jednak spodziewacie się krwawych opisów, czy czegoś podobnego, to tutaj tego nie ma. Wszystko opiera się na atmosferze, poczuciu odizolowania i eskalacji tragedii i złych wydarzeń, o których czytelnik dowiaduje się nieco okrężnymi drogami, nie biorąc w nich bezpośredniego udziału. W rezultacie to taki bardziej soft horror (o ile coś takiego w ogóle istnieje), więc czytelnicy, którzy nie lubią zbyt mocnych scen mogą śmiało czytać.
Spora ilość akcji nie pozawala się nudzić. Podczas czytania ciekawiło mnie jak się wszystko zakończy i czy zakończy się dobrze. Sam początek zaintrygował mnie jak dawno żaden i już po pierwszych zdaniach zadałam sobie pytanie: okeeej, do czego to w rezultacie doprowadzi? I tak strona po stronie dałam się wciągnąć w przygodę Zuzy i reszty.
*
Czytało się płynnie i szybko. Chociaż pojawia się wątek romantyczny nie przyćmiewa on pozostałych, opartych na przetrwaniu. Dopiero kiedy tak się zastanawiam nad powieścią dochodzę do wniosku, że bohaterowie nie próbowali dociec prawdy, co się stało i jak to odkręcić. Cała akcja skupiona jest na tym, by jakoś dotrwać aż nadejdzie ratunek. A całość rozwiązuje się niejako przy okazji, do rozwiązania przyczyny tego bałaganu prowadzi zaś czysty przypadek (a przynajmniej tak to wyglądało w moim odczuciu).
Przede wszystkim jest to powieść o radzeniu sobie z własnymi lękami, o tym, żeby nie pozwolić im przejąć kontroli nad życiem. To także historia o tym, że niezwykle ciężko jest być tym jedynym rodzicem, który został dzieciom po przeżytej tragedii. Jak smutek może być przytłaczający i jak lęk przed porażką generuje unikanie konfrontacji z życiem i spoczywającymi na dorosłym obowiązkami wobec dzieci. W połączeniu z urzeczywistnieniem się z naturalnych ludzkich lęków czynią „Sępię” dość ciężką w odbiorze lekturą.
Jeżeli lubicie takie połączenia, a do tego polskie realia zachęcam do lektury tej powieści. Spędziłam z nią przyjemnie czas. Nie przestraszyła mnie w ogóle, ale skłoniła do refleksji jak moje własne lęki i obawy wpływają na moje życie.
Polecam!