"Marcowe fiołki" Sarah Jio to przepiękna opowieść o miłości, która nie dość, że przetrwała próbę czasu i przeróżne przeciwności losu, to na dodatek odmieniła losy wielu osób na przestrzeni kilkudziesięciu lat. To historia, która dogłębnie wzrusza i wzbudza tak wiele emocji, że nie sposób wyrazić ich słowami. To jedna z tych opowieści, które już na zawsze pozostają w sercach czytelników. Klimatyczna, ciepła, taka, którą pragnęłoby się przeżyć samemu. To powieść, do której jeszcze nie raz wrócę i którą już w tym momencie gorąco Wam polecam. Dawno nie dane mi było czytać tak cudownej opowieści o miłości, tak prawdziwej, że aż boli.
Historia rozpoczyna się niezbyt przyjemnie. Po wielu wspólnie spędzonych latach od Emily odchodzi jej mąż Joel. Zostawia ją dla innej kobiety. Nie zostało jej już nic. Po sukcesie swej pierwszej i jedynej powieści, cierpi na niemoc twórczą. Nie ma do opowiedzenia już żadnej historii. A teraz na dodatek została sama. Postanawia wyjechać z Nowego Jorku, odpocząć od tego wszystkiego, zaleczyć rany i być może odnaleźć coś, co nada sens jej dalszemu życiu. Wybór pada na wyspę Bainbridge, gdzie nadal mieszka jej cioteczna babka Bee, a na której w czasach dzieciństwa przeżywała szczęśliwe chwile. Nie ma pojęcia, że ta decyzja już na zawsze odmieni nie tylko jej życie, ale również wielu innych osób. W domu swej krewnej Emily odnajduje tajemniczy ni to pamiętnik, ni to dziennik w czerwonej oprawie, którą nadgryzł już ząb czasu. Historia w nim opisana pochodzi z początków lat 40 XX wieku i ku zdziwieniu Emily bardzo przypomina jej własne życie. Tylko dlaczego? Do kogo należał ten pamiętnik? I dlaczego najbliższa przyjaciółka Bee nalega, aby dziewczyna przeczytała go do końca? Czemu uważa, że ta historia ma wielkie znaczenie i że Emily zasługuje na to, by poznać prawdę? Prawdę, ale o czym? W międzyczasie Emily poznaje sympatycznego Jacka, od którego Bee każe jej się trzymać z daleka. Wręcz na to nalega, ale oczywiście nie podaje żadnego powodu, dla którego dziewczyna miałaby jej posłuchać... O co tu chodzi? Kim jest Jack? Co takiego zrobił, że Bee traktuje go w taki sposób? Czy Emily uda się uzyskać odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania?
"Wyspa mojego dzieciństwa przetrwała niejedną burzę, lecz teraz wydawała mi się pogrążona w ciemnościach pełnych sekretów." (s. 247)
Niesamowita historia. Im dłużej czytałam, tym trudniej było mi się od niej oderwać. A pod koniec serce tak mocno mi biło, że miałam wrażenie, iż wyskoczy z mej piersi. Ze wzruszenia... Z nadmiaru emocji targających mną podczas lektury. Z chęci poznania, jak zakończą się losy bohaterów tej powieści. Już na samym początku wspomniałam, że ta książka jest wyjątkowa. I to najprawdziwsza prawda. Jest niezwykle klimatyczna. Wyruszając wraz z Emily na wyspę Bainbridge miałam wrażenie, jakbym sama się tam nagle znalazła. Autorka w niezwykły sposób opisuje miejsca, które widzą bądź odwiedzają jej bohaterowie. Domy położone blisko morza. Piasek pod stopami i muszelki wyrzucone na brzeg. Sercowy Głaz. Miejsca spotkań towarzyskich, jak i urokliwe zakątki skrywane w sekrecie tylko dla tych, których obdarzyło się prawdziwą miłością. Przechadzając się brzegiem morza wraz z Emily wyczuwałam w powietrzu zapach soli oraz delikatność wiatru szumiącego gdzieś tam cichutko. Ale nie tylko o tym Sarah Jio potrafi pięknie pisać. Ma prawdziwy dar opisywania ludzkich uczuć, targających nimi emocji. Czułam to, co oni. Widziałam zmieniający się wyraz ich twarzy zależny od sytuacji, w której się znaleźli. Odczuwałam smutek i ból, kiedy działa im się krzywda. To doprawdy coś niezwykłego. Dawno nie miałam do czynienia z tak silnym przekazem i doborem słów. Autorce udało się stworzyć niepowtarzalną historię miłosną, która łączy pokolenia. Opowieść pełną tajemnic skrywanych od wielu lat, które warto poznać krok po kroku, powolutku, niespiesznie, wraz z główną bohaterką. To historia o tym, że przed przeszłością nie da się w żaden sposób uciec. Prędzej czy później do nas powróci, a wówczas uderzy z taką siłą, że prawie zwali nas z nóg. Opowiada o poświęceniu, doznanych krzywdach, zazdrości, nieporozumieniach prowadzących do nieszczęśliwego biegu wydarzeń, niespełnionej miłości oraz takiej, która przetrwa mimo wielu przeciwności losu, poszukiwaniu sensu w życiu, odnajdywaniu siebie i własnego miejsca na ziemi. To niezwykła książka z udziałem niezwykłych bohaterów, którym dane było przeżyć niezwykłą historię. Taką, która mało komu się przydarza. Taką, która na zawsze pozostaje w ludzkich sercach i pamięci. Taką, do której chce się wracać i wracać, i wracać...
"Miłość nie była cieplarnianym kwiatem zmuszonym do niechętnego kwitnięcia. Miłość była polnym zielem na poboczu drogi niespodziewanie pokrywającym się kwiatami," (s. 285)
"Marcowe fiołki" Sarah Jio przez długi czas gościły na listach bestsellerów "The New York Times" oraz okrzyknięte zostały najlepszą książką roku według Library's Journal. I absolutnie mnie to nie dziwi. Ta historia w pełni sobie na to zasłużyła. Książa od dziś znajdować się będzie na półce z moimi ulubionymi powieściami. A jeśli chodzi o Sarah Jio to bardzo bym chciała jak najszybciej przeczytać pozostałe jej dzieła. Jeśli są choć w połowie tak dobre jak "Marcowe fiołki" - biorę w ciemno.
"Żeby pisać w ten sposób trzeba najpierw poznać, czym jest miłość i ból po jej stracie." (s. 66)
Moja ocena: 6/6