Upadłe anioły, wilkołaki, wampiry i inne istoty nie z tego świata wypełniają kartki wielu powieści. Coraz więcej takich książek trafia w moje ręce i to zazwyczaj zupełnie niespodziewanie. Nie ukrywam, że paranormal romance to gatunek, do którego wciąż podchodzę dość sceptycznie.. Zastanawiam się, czy warto zagłębiać się w takie historie. Czy pozostawić je młodszym czytelnikom, którzy może dostrzegą w nich coś, czego ja do tej pory nie potrafię zobaczyć.
Tytułowa Scarlett to szesnastoletnia dziewczyna o jasnych blond włosach i niebieskich oczach, które szarzeją w chwilach smutku i zwątpienia. Właśnie rozpoczyna nowy etap w swoim życiu, spowodowany przeprowadzką do Sieny. Nowa szkoła i zupełnie nieznane twarze wzbudzają w niej niepokój. Już w pierwszy dzień szkoły poznaje przystojnego Umberto, który niespodziewanie wybawia ją z opresji i daje do zrozumienia, że nie jest mu obojętna. Jednak dziewczynie podoba się ktoś zupełnie inny...
Muskularne ramiona, szerokie barki, kasztanowe włosy, cudowne kryształowe oczy, magnetyzujący wzrok - tak w skrócie można opisać obiekt westchnień Scarlett. Ma na imię Mikael, jest basistą zespołu Dead Stones, a do tego ma ujmujący głos, na dźwięk, którego mdleją wszystkie fanki (dobra, może trochę mnie poniosło). Czy ktoś tak idealny może być prawdziwy?
To pytanie wręcz nurtuje Scarlett - upartą, a zarazem wrażliwą dziewczynę. Polubiłam ją już na samym początku, jest inteligentna, błyskotliwa i ma w sobie coś magicznego. Uwielbia czytać i rysować. Spędza mnóstwo czasu w bibliotece, gdzie poznaje kogoś wyjątkowego. Akcja książki toczy się głównie w szkole, gdzie przewija się tłum licealistów. Poznajemy Catherinę i Genzianę - dwie najlepsze przyjaciółki Scarlett oraz - jak to w szkole bywa - nieznośne, zapatrzone w siebie dziewczyny pragnące zemsty.
Na tle szkolnego życia toczy się niewyjaśniona, tajemnicz sprawa zbrodni. Scarlett nie może pogodzić się ze śmiercią kogoś bliskiego jej sercu. Czuje, że jest w niebezpieczeństwie, co potwierdza pojawienie się strasznego ducha o ognistych oczach...
Przejdźmy do pozostałych bohaterów. Jak już kiedyś pisałam wyidealizowane postacie nigdy nie zdobędą mojej sympatii, dlatego Mikael odpada już na samym początku. Jest nieskazitelny, co bardzo mnie irytuje. Na szczęście, pozostałe kreacje bohaterów zasługują na pochwałę. Barbara Baraldi stworzyła postacie z charakterem, które mają własne pasje i są jedyne w swoim rodzaju. Kolejny plus za unikalny gotycki klimat, tajemnicę towarzyszącą nam podczas czytania. Dodajmy do tego wartką akcję, prosty język a otrzymamy całkiem przyzwoitą lekturę.
Mimo tych wszystkich pochwał, jedno pozostaje takie samo - to kolejny paranormal z niesamowicie przystojnym facetem, który okazuje się być... (hah, nie zdradzę). Facetem, który nosi czarne ciuchy i powoduje, że dziewczyny nie mogą oderwać od niego wzroku. Natomiast Scarlett to kolejna bohaterka zakochana w chłopaku, z którym nawet nie gadała! I kolejne och i achy, jaki on jest piękny. No błagam, czy to nie jest nieco infantylne? Przyznajcie, że "piękny" brzmi dość banalnie i jest w wielu przypadkach nadużywane.
„Scarlett" to lektura, która zapewne zachwyci miłośników paranormal romance, ze względu na klimat, nagłe zwroty akcji i ciekawe kreacje bohaterów. Jednak dla mnie to za mało. Mam już dość wymuskanych aniołów, wampirów i demonów, którzy poświęcają się w imię miłości. Czy nie można wymyślić, czegoś mniej schematycznego? Tak, wiem, że tych wszystkich elementów wymaga się od tego gatunku, ale czy nie można było dodać do tej historii czegoś nowego. Dlaczego wszystkim męskim bohaterom przypisane są czarne ciuszki,niesakzitelna cera i wielkie ciemne oczy, a dziewczyny zakochują się w nich od pierwszego wejrzenia?