Przyjęło się, że gwałcicielami są nieznajomi, ale zwykle okazują się nimi bliskie nam osoby. Ludzie, którym ufamy i przy których tracimy czujność. Niestety coś takiego spotkało Jeannie Vanasco, gdy upiła się na jednej z imprez, a jej najbliższy przyjaciel postanowił wykorzystać jej chwilowe zamroczenie. Horror ten wydarzył się czternaście lat temu, a kobieta wciąż budzi się w nocy z krzykiem. Ma partnera, który ją wspiera, wspaniałych przyjaciół i interesującą pracę, ale przeszłość wciąż miesza się z teraźniejszością. Najgorsze dla niej jest jednak to, że nie potrafi znienawidzić Marka — „źle czuję się z tym, że nie czuję tego, co wydaje mi się, że powinnam czuć". Sprzeczne emocje zdają się jedynie utrzymywać wspomnienie o traumatycznym wydarzeniu. W swojej książce postanowiła opisać swoją przyjaźń z Markiem i wydarzenie, które wszystko zniszczyło. Na tym jednak nie poprzestała. Zdecydowała się skontaktować z byłym przyjacielem. Chciała dać mu głos.
„No więc czemu uważam, że ten projekt jest coś wart? Dlatego, że wśród sprawców napasci seksualnych jest wielu zupełnie zwyczajnych facetów, i chcę to pokazać. Chcę też pokazać, jak wymyślam — jak robiłam to wtedy i jak wciąż to robię, nawet teraz — usprawiedliwienia dla Marka, chociaż wydawało mi się, że już wiem: nie powinnam."
Książka ta wzbudziła we mnie wiele sprzecznych uczuć. Za sprawą autorki polubiłam Marka i znienawidziłam jednocześnie. Przez to, że całość zdaje się być pisana niczym pamiętnik i szczery zapis myśli, możemy poczuć to, co siedziało w Jeannie. Problem bowiem w tym, że Mark to naprawdę sympatyczny facet. Facet, który zgwałcił swoją przyjaciółkę. Dopuścił się czegoś, co powinno zupełnie skreślić go w naszych oczach, a jednak w pamięci autorki wciąż jest sporo miłych wspomnień, które przypomina w rozmowach telefonicznych z Markiem — „chcę, żeby pamiętał coś więcej niż samą napaść — bo chcę wierzyć, że nasza przyjaźń miała znaczenie". Jednocześnie sprawia to, że „czuje się, jakby była beznadziejną feministką". Bo daje głos gwalcicielowi i bo wciąż się o niego martwi. A jednocześnie wie, że nie powinna.
„Gdyby Mark był mięśniakiem, gdyby był tępym ziomalem, gdyby nie dawał mi dokładnie tego, czego potrzebuję, byłoby mi łatwiej, czułabym gniew. Tymczasem on rozważa swoje miejsce w ruchu MeToo".
Dodatkowo Jeannie wspomina o odwadze, którą dał jej ruch MeToo. Analizuje zmiany, jakie dzięki niemu zaszły w społeczeństwie i mówi o różnicy w definicji gwałtu, jaką w 2013 zarządziło FBI. Przypomina utarte stereotypy, które żyją w naszej świadomości, choć na co dzień nawet nie zauważamy ich istnienia. Tekst ten jest naprawdę mocny i osobisty. Uczucia autorki odbijają się na czytelniku i... Och. Po prostu czytajcie, dobrze? Jest to reportaż ważny i potrzebny. Zdecydowanie wart uwagi. Napisany lekkim piórem, choć mocno odbijający się na czytelniku. Pomaga człowiekowi lepiej zrozumieć drugiego człowieka i... Czytajcie.
„Nie wierzyłam, że to się kwalifikuje jako gwałt”. Jeannie Vanasco od wielu lat śni ten sam koszmar. Zawsze jest o nim: jednym z jej najbliższych licealnych przyjaciół. Chłopaku, który ją… zgwałci...
„Nie wierzyłam, że to się kwalifikuje jako gwałt”. Jeannie Vanasco od wielu lat śni ten sam koszmar. Zawsze jest o nim: jednym z jej najbliższych licealnych przyjaciół. Chłopaku, który ją… zgwałci...
Kiedy jest to już gwałt? A kiedy „nieporozumienie”, „okrutna zdrada”. I kto tu jest winien? Definicja gwałtu nieustannie się zmienia. Nawet FBI ją modyfikuje. I choć wydaje się, że świadomość s...
@Zaneta
Pozostałe recenzje @mewaczyta
Stany bitwy
Im bliżej wyborom prezydenckim w Stanach Zjednoczonych, tym częściej temat ten znajduje się na pulpicie całego świata. Od decyzji Amerykanów zdaje się zależeć nie tylko ...
Żebyśmy byli w stanie zrozumieć historię przedstawioną w reportażu Kathleen Hale, muszę wyjaśnić dwa pojęcia. ° Creepypasta to straszna historia budowana w formie mi...