Przeczytałam romans. Co prawda, tylko dlatego, że akcja książki rozgrywa się wokół nauki anatomii oraz kradzieży zwłok z grobów i polecał ją sam Neil Gaiman, ale jednak. Raz do roku przecież można dać się skusić.
A jak przebiegła ta moja literacka przygoda? Niestety nie zaiskrzyło, czyli bez efektu WOW. Moglibyście mi zarzucić, że nie jestem targetem romansów historycznych z nastolatkami w rolach głównych, więc oczywistym było, że książka niespecjalnie przypadnie mi o gustu, ale nie w tym rzecz. Już wyjaśniam.
Po pierwsze, to czego się już dawno nauczyłam, to nie wymagać od książek by były tym czym nie są. W momencie, gdy decyduję się przeczytać np. animal attack klasy B, to nie oczekuję, traktatu filozoficznego. Podobnie z romansem, gdy biorę takowy do rąk, to nie mam zamiaru czepiać się schematyczności fabuły czy infantylności wyznań – zwłaszcza, gdy w grę wchodzi uczucie bardzo młodych ludzi, które przecież rządzi się własnymi prawami.
Po drugie, moim skromnym zdaniem, każda książka pełni funkcję poznawczą. Nawet wtedy, gdy jest typowo rozrywkową lekturą. Jeśli więc Dana Szwartz postanowiła w kilku przypadkach minąć się z prawdą historyczną, to powinno być to fabularnie umotywowane i warto byłoby napisać w posłowiu, że to i owo w 1817 roku wyglądało odrobinkę inaczej. Niestety, nawet ja, niespecjalistka w sprawach historycznych, potknęłam się o kilka dosyć nierealnych rozwiązań, co skutecznie odciągało moją uwagę od istoty lektury. Zamiast więc skupić się na opowieści o zbuntowanej arystokratce, która na przekór konwenansom społecznym, dąży do zrealizowania swojego największego marzenia, zastanawiałam się nad tym, co mi tu nie gra. Nawet pojawiający się pod koniec weirdowy element wyjaśniający źródło tajemniczych wydarzeń w Edynburgu (nie zdradzę więcej, by nie odbierać wam przyjemności z czytania) nie zatarł tego wrażenia, ponieważ powieść została mocno osadzona w konkretnych realiach (nawiązując też do historii medycyny).
Nie zrozumcie mnie źle. „Anatomia. Love story” z całą pewnością nie jest książką pozbawioną pomysłu. Ten, na którym oparto fabułę, jest naprawdę dobry, co dawało spory potencjał wyjściowy. To mogła być naprawę pełnokrwista herstoria o sile uporu, podążeniu za marzeniami, nie poddawaniu się, gdy cały świat jest przeciwko tobie. Hazel mimo młodego wieku, potrafiła bowiem oczarować swoją nietuzinkowością: zbiera martwe żaby, dzięki temu, że zmuszono ją do nauki haftowania, potrafi od tak zszyć komuś rękę, nie mdleje, gdy na jej oczach chirurg odcina jakiemuś nieszczęśnikowi nogę, pod nieobecność matki urządza w zamku szpital i zakochuje się w rezurekcjoniście, rozkopując wraz z nim groby (musicie przyznać, że to dosyć oryginalne randki). Naprawdę ciekawie skonstruowana i zarazem fascynująca bohaterka, ze wszystkimi wadami i zaletami swojego młodego wieku i pochodzenia (przeciwko któremu się naiwnie burzy, by za chwilę je wykorzystywać). Na uwagę zasługuje także fakt, że autorka nie pozwoliła na to, by wątek romansu zdominował jej powieść. Poprowadziła go więc dosyć subtelnie, skupiając się na innych aspektach rzeczywistości otaczających głównych bohaterów: rzymskiej gorączce, rozwarstwieniu społecznym i jego absurdach, a także pozycji kobiet i protekcjonalnego do nich podejścia. Mimo tych zalet, kilka z wybranych przez autorkę rozwiązań, sprawiło, że opowiedziana przez nią historia nie wybrzmiewa z taką mocą z jaką by mogła. Pewne sytuacje można było bowiem „obejść” inaczej i nie odbierać im – zupełnie niepotrzebnie - wiarygodności. Ponadto zabrakło tutaj obiecanego mroku i intrygi, która niby, gdzieś tam jest, ale jakoś nie czujemy by cokolwiek determinowała. To – miejmy nadzieję – może zmieni się w kolejnych tomach. Zabrakło także informacji o Jacku, które sprawiłyby, że zrozumielibyśmy jego wyjątkowość. Inność na tle reszty tych, którzy parali się tak jak on niechlubnym zajęciem, jakim była kradzież zwłok. Chłopak pochodzi z nizin społecznych, obraca się w nieciekawym towarzystwie, ale maniery i język to ma iście dżentelmeńskie.
Podsumowując: pomysł na wykorzystanie aspektów medycznych i chirurgii w dziewiętnastowiecznym Edynburgu, delikatnie zarysowane zauroczenie wieku młodzieńczego, ciekawa bohaterka - na plus. Poprowadzenie intrygi, budowa klimatu i przedstawienie tła historycznego - w moim odczuciu, dosyć słabo.Zamiast pełnokrwistej herstorii dostałam więc romantyzującą przeszłość opowiastkę.
P.S. W związku z tym, że jak już wspomniałam nie jestem specjalistą w temacie, a autorka książki prowadzi podcast historyczny, uznałam, że muszę swoje wątpliwości skonsultować z kimś, kto się na tym zagadnieniu zna. Padło na naszą wspaniałą Agnieszkę Bukowczan-Rzeszut (zapraszam na jej stronę), która rozwiała moje wątpliwości, dzieląc się swoją fachową wiedzą. Dziękuję za cierpliwość.