Któż z nas nie kojarzy i nie lubi legend lub opowieści związanych z Królem Arturem i Rycerzami Okrągłego Stołu. Kto nie słyszał o Eksaliburze, mieczu zatkniętym w kamieniu lub o poszukiwaniach tajemniczego Świętego Grala. Albo o Lancelocie lub Merlinie. Prawdopodobnie takich ludzi nie ma, albo jest bardzo ich mało, gdyż jest to historia znana wszystkim z literatury i filmów takich jak „Król Artur”. Ja osobiście, choć nie jestem wielkim fanem, to lubię te opowieści o dzielnych i odważnych rycerzach walczących ze złem. Jakie więc było moje zadowolenie gdy trafiła mi się szansa by powrócić do tych klimatów. Mowa oczywiście o powieści Kenyon Sherrilyn Pt. „Rycerz Ciemności” wydanej przez Wydawnictwo Amber. Jest to druga część trylogii „Władcy Avalonu”, jednak bez obaw: myślę, że nie czytając pierwszej części można i tak sięgnąć po drugą. Po autorce, która jak wyczytałem na tylnej okładce, 50 razy gościła na liście bestsellerów „New York Timesa” spodziewałem książki, która porwie mnie i wciągnie do świata magii i rycerzy. Czy tak było?
Varian duFey z przeznaczenia jest rozdarty pomiędzy dobrem a złem. Człowiek, którego ojcem jest Lancelot, rycerz króla Artura a matką elfka Adoni, Narishka, która jest jednym z największych wrogów Rycerzy Okrągłego Stołu, spłodzony ze związku owianego tajemnicą nie może bezpośrednio opowiedzieć się po jednej ze stron. Jednak obietnica dana za młodu Arturowi zobowiązuje go by tymczasowo walczyć po stronie dobra, tym bardziej w sytuacji gdy opozycja poluje na Strażników Świętego Grala i na ten właśnie artefakt. Przygotowuje się gdy dowiaduje się, że to on ma wyruszyć na przeszpiegi do swojej jakże (nie)słodkiej rodzicielki, jednak nie przewiduje jednego z pozoru małego szczegółu. Nie przewiduje, że na jego drodze stanie służąca jego matki, Merewyn, która niegdyś była zabójczo piękną kobietą lecz przeżyła piekło, gdy Narishka zamieniła ją w brzydką i odstraszającą wiedźmę. Jednak teraz ma szansę, by odzyskać swe dawne piękno, ma szansę na lepsze życie od nowa. Musi tylko dopełnić kolejnej obietnicy i prawdopodobnie tym samym skazać kogoś na cierpienie.
Czy będzie w stanie to zrobić? Jak daleko posunęły się siły zła by dostać Grala? I czy Varian będzie w stanie je powstrzymać? Pytań rodzi się mnóstwo, lecz jedynym sposobem by poznać na nie odpowiedzi jest sięgnięcie do powieści.
Cała ta historia wydaje się trochę pokręcona i zagmatwana, i po części mogę się z tym zgodzić. Być może jest to jakiś ubytek z powodu nie czytania pierwszej części ale na początku książki, przez kilkadziesiąt stron czułem się zagubiony. Po prostu nie mogłem się odnaleźć gdy mowa była o Camelocie, Avalonie i miasteczku Glostenbury istniejącymi poza czasoprzestrzenią, niedostępnymi i niewidocznymi dla zwykłych ludzi. Faktem, który jeszcze bardziej to uczucie spotęgował, były wspominki Variana o Monthy Pythonie oraz innych musicalach. Dopiero to zrozumiałem, gdy przeczytałem, że te trzy miejsca, w których wszystko się dzieje znajdują się „poza czasem”. Na szczęście gdzieś w połowie książki zaczęło pojawiać się coraz więcej retrospekcji i wspomnień bohaterów, dzięki czemu zgłębiłem mniej więcej co się działo w Camelocie i Avalonie.
Jak na razie, wygląda to tak jakby była to tylko zwykła książka przygodowa w klimacie legend arturianskich. Ale na szczęście „Rycerz Ciemności” to także romans. Nie trudno się przecież domyślić, że pomiędzy Varianem a Merewyn coś zaiskrzy i będzie to coś większego.
Muszę przyznać, że choć romans nie jest gatunkiem, po który sięgam często, tym razem nie zawiodłem się, gdyż według mnie jest on w pewien sposób specyficzny. To o czym trzeba powiedzieć to, że znajdziemy tutaj dawkę erotyki i pożądania, co według mnie klasyfikuje książkę raczej jako pozycję dla dorosłych. Mam wrażenie, że te elementy pożądania były czasami zbyt nachalne, i zdarzały się głównemu bohaterowi w różnych, często nieodpowiednich momentach.
Na uwagę zasługują także bohaterowie w powieści. Autorka stworzyła istny album ciekawych charakterów i postaci do których od razu można się przywiązać. Zarówno przyjacielski mandragon (człowiek-smok) Blaise, jak i mały kamulec Beau wzbudzają nasze zaufanie, a siły zła, gargulce, Adoni i inne mandragony powodują odrazę. Ponadto spotkamy tu także owianego tajemnicą Merlina.
Świetnie ukazane jest, w postaci retrospekcji, jak życie i dzieciństwo głównych bohaterów było trudne. Żadne z nich nie miało łatwo i może to właśnie to było przyczyną tego, że teraz walczą ze złem. Są oni wyjątkowi, mała garstka dobrych ludzi pośród czarnych charakterów.
Nie można także zapomnieć o tym co w pewien sposób mnie przyciągało do tej książki. Mianowicie, mówię o magii. Trudno opisać moje oczekiwania, ale i tak czuje się usatysfakcjonowany. Występuje w książce często w postaci szczegółów zarówno typu uzdrowienia lub wyczarowania jakiegoś przedmiotu jak i czegoś większego, przydatnego w walce.
Przed lekturą „Rycerza Ciemności” bałem się, że skoro dzieje się to w czasach typu średniowiecza, będzie ona najeżona archaizmami, które tylko spowodują spowolnienie czytania. Nic bardziej mylnego, autorka oferuje bardzo przystępny język, bez żadnych udziwnień i problemów.
Odpowiadając na pytanie kończące pierwszy akapit: tak, „Rycerz Ciemności” zdecydowanie mnie wciągnął i porwał na wspaniałą przygodę, którą będę pamiętać i do której z chęcią będę wracać. Bardzo ciekawa książka, zarówno dla kobiety jak i dla mężczyzny, która zapewni godziny niezapomnianej przygody i możliwość powrotu do świata magii znanego z legend arturiańskich. Bez żadnych wyrzutów sumienia oceniam tą powieść na 4/5 i zaczynam rozglądać się za pozostałymi książkami z serii. Gorąco polecam.