Ile zasad można złamać w imię miłości? Jakich czynów się dopuścić, by jeszcze otrzymało to wybaczenie? Czy miłość w ogóle może być wymówką do łamania zasad prawnych, etycznych czy własnej moralności? Być może część z Was ma własne poglądy na ten temat i wartościowe argumenty za tym, że macie rację. Jednak ja bym się nie angażowała w jednoznaczną odpowiedź. Może pokusiłabym się, by ocenić konkretną sytuację, ale miłość jest na tyle skomplikowanym uczuciem, że póki osobiście nie znajdziemy się w danej sytuacji, to nie możemy określić, jak samemu byśmy postąpili. Potęga miłości nie zawsze okazuje się tak cudowna jak w pięknych bajkach, ale jednak nie bez powodu jest tak szanowanym i docenianym uczuciem.
Ceony już dawno zaakceptowała swój los papierowego maga. Choć w tej chwili nie przedstawia to większego wyzwania, ponieważ nowe odkrycie dziewczyny zmieniło wszystko. Obiecała Emery'emu, że nie będzie korzystać z nowych możliwości, ale kto by dał radę dotrzymać tak trudnej obietnicy. Minęły dwa lata, a Ceony jest krótko przed egzaminem. Musi tylko zdać i wtedy odmieni się jej życie. Będzie nareszcie oficjalnie magiem, ale to tylko jedna ze zmian. W końcu miłość Ceony i Emery'ego rozkwita, a jeszcze nie jest do końca legalna. Czy przed nimi szczęśliwe życie bez żadnych przeszkód? Czy Ceony bez problemu zda egzamin?
Myślę, że tutaj nikogo nie zdziwi fakt, że najpierw moją uwagę przyciągnęła okłada pierwszego tomu "Papierowego Maga". Zachwyca srebrem i kunsztownym wykonaniem. Gdy przeczytałam pierwszy i drugi tom cyklu, to byłam w stanie wypisać szereg nieścisłości i wad książek, jednak byłam też w stanie przymknąć na nie oko, gdyż i tak fantastycznie się bawiłam i obie części przeczytałam w zaledwie dzień. Dlatego po "Arcymagu" oczekiwałam epickiego zakończenia, które zrobi na mnie wrażenie i wykaże rozwój umiejętności pisarskich autorki. Czy tak właśnie było? No niestety nie do końca.
Przede wszystkim jestem mocno zawiedziona stylem pisarki, ponieważ nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie odczułam w nim nic na tyle charakterystycznego, bym mogła to uznać za znak rozpoznawalny Holmberg. Po prostu czytało mi się przyjemnie i szybko. To prawda, że to powieść fantastyczna z przeznaczeniem dla młodzieży, więc prosty język jest całkowicie uzasadniony i raczej powinien się sprawdzać. Lecz młodzież to już nie dzieci, a pojawiało się trochę niepotrzebnego infantylizmu.
Kolejnym moim zarzutem jest nudna fabuła. Jak poprzednim częściom część czytelników zarzucało zbyt szybkie tempo, z czym po części się zgadzam, to w trzecim tomie było ono stanowczo dla mnie zbyt wolne. Nie rozumiem do końca, skąd to się bierze. Pisarka dotknęła wielu tematów z potencjałem do rozbudowania fabuły, lecz nie decydowała się na poświęcenie im większej ilości czasu. Tymczasem czekałam i byłam przekonana, że z czasem zostaną one rozwiązane, a tak się niestety ku mojemu rozczarowaniu nie stało. Może byłabym w stanie wybaczyć te ograniczanie się, gdybym dobrze się bawiła przy tym, co czytam. A tutaj zabrakło nawet zwykłej, niekoniecznie inteligentnej rozrywki.
Nie chcę Was zawieść, więc jeszcze trochę wad wypiszę. Tym razem pomysł i cały świat. Nie jest to może pomysł najbardziej oryginalny wśród najoryginalniejszych, lecz na pewno nie wyczuwa się sztampy. Dlaczego nie został rozbudowany? Tak dobrze rozpoczynający się wątek z innymi materiałami mógł dać olbrzymie pole popisu dla wyobraźni. Tymczasem jako czytelnicy dostajemy tylko parę nowych zaklęć, które w żaden sensowny sposób nie zostały wytłumaczone. Mnie to nie satysfakcjonuje.
Co do kreacji bohaterów również mam ambiwalentne odczucia, ponieważ poza główną bohaterką pozostałe postacie są pominięte. Oczywiście wyróżniają się jakimiś konkretnymi cechami, ale pozostaje to wyłącznie na zewnętrznej powierzchni. Jak ich widzimy, tacy są. Nie ma żadnego wielowymiarowych osobowości. Co prawda jestem przekonana, że przy niektórych bohaterach pisarka starała się osiągnąć ten efekt, za co ją mocno szanuję, tylko niestety pozostało to w sferze starań. I może gdybym jeszcze polubiła samą Ceony, to inaczej patrzyłabym na całość. Lecz niestety Ceony wywołała we mnie antypatię. Choć po cichutku przyznam się Wam, że rozumiem, skąd uczucie bohaterki do Emery'ego. Lubię mocno tę postać za jego indywidualistyczny charakter.
W tym momencie chciałabym Wam opisać problematykę poruszoną w "Arcymagu", a następnie przedstawić swoje osobiste przemyślenia na ten temat, ale jest mało wartościowych rzeczy w powieści. Niemniej nadal wierzę, że z każdej książki przy odpowiedniej perspektywie da się wiele nauczyć, więc ta oczywiście nie jest żadnym wyjątkiem. Podkreśla wagę tego, by nie oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu. Bardzo łatwo można mylnie zinterpretować niektóre sytuacje lub słowa. Czasami wręcz znając kogoś bardzo dobrze, wielu rzeczy możemy nie rozumieć i odnosić mylne wrażenie lub pochopnie wyrażać swoje zdanie. Póki nie mamy szerokiej perspektywy danego zachowania, nie mamy prawa oceniać. Tylko kiedy tak naprawdę mamy pełny obraz? Bardzo rzadko. Poza wydarzeniami, gdzie czyny mogą wyrządzić rzeczywistą kwestię, trzeba w przemyślany sposób wyrażać swoje zdanie. Choć nie wiem, czy spod rąk recenzenta takie słowa nie zahaczają o szczyptę hipokryzji.
"Arcymag" mocno mnie zawiódł. W ogóle nie spełnił moich oczekiwań i niestety okazał się o wiele mniej przystępny niż poprzedni tomy. Tutaj naprawdę mogę pocieszyć się wyłącznie tymi cudnymi wydaniami. Mało wciągająca stylistyka pisarki, niedopracowany świat i wiele wątków sprawiły, że przez większość czasu nie czułam potrzeby czytania powieści i tak naprawdę zmuszałam się, by ją skończyć.