Nie lubię marnować czasu. Dlatego nie lubię kolejek, sklepów i poczty. W sumie to dwa pierwsze zamykają się w trzecim... ale nie o kolejkach jest to blog.
Jednak jak iść dalej tą myślą - nie lubię czekać na komiksy. Równie dobrze mogłoby nie być zapowiedzi. Od razu info wydawnicze: "JUŻ JEST!". Może lepiej bym sypiał:) Z drugiej jednak strony nie byłoby odkładania na kolejne tomiszcza klasyków komiksu.
O tych właśnie dzisiaj będzie.
Rozbitkowie czasu są tego idealnym przykładem - i czekania, i klasyków:).
Słyszałem, że komiks ma być wydany ponownie. Słyszałem, że wydanie zbiorcze, znaczy w jednym (poręcznym) tomie. Najgorsze jednak jest to, że słyszałem tą informację kilka (jak nie kilkanaście) miesięcy przed wydaniem.
Doczekałem. Kupiłem. Przeczytałem i...
Co się zmieniło przez 21 lat?
Nie mogłem się zebrać do napisania recenzji tego komiksu przez długie miesiące. Głównie dlatego, że to wyjątkowy tytuł. O tym może jednak za chwilę.
Zacznijmy od początku...
Rozbitkowie czasu - wydanie zbiorcze
Nie jest to do komiks nowy. Swoją premierą w naszym nadwiślańskim grajdołku komiksowym miał już kilka(naście) dobrych lat temu. Wydawany cyklicznie na łamach magazynu Komiks, którego już od dawna nie ma między nami. Swoją drogą to nie ma już żadnego ogólnie dostępnego magazynu poświęconego komiksowi. Nie liczę tych wszystkich fanzinów wydawanych po konferencjach i sprzedawanych po piwnicach.
Wracając do Rozbitków czasu.
Wtedy - na przełomie '90 i '91 - nie udało mi się zebrać wszystkich zeszytów. Ostał mi się tylko pierwszy. Dostępny był w osobnych tomach. Egmontowskie wznowienie, to zbiorcze wydanie tomów:
1 - Uśpiona gwiazda
2 - Śmierć z przestworzy
3 - Labirynty
4 - W trzewiach
i 5 - Czuła Chimera jak zwykle znakomitej jakości. Całość to kontynuacja serii Science Fiction. Co za tym idzie: format B5 (lekko poszerzony), kredowy papier i okładka ze skrzydełkami. Próba porównania nowego wydania i tego sprzed 21 lat w ogóle nie wchodzi w grę. To dwie zupełnie inne ligi.
Fabuła?
Znakomita.
Niczego więcej nie potrzebujecie, żeby ten komiks kupić. Stosunek ceny (99 PLNów) do zawartości jest idealna.
Historia zaczyna się jak wiele innych powieści science fiction. W kosmosie. Rasa ludzka zaatakowana przez obcą rasę z kosmosu postanawia ostatnie sił wysłać w kosmos swoich przedstawicieli. W ten sposób do specjalnie spreparowanych kapsuł trafia Chris tajemnicza kobieta... po 1,000 lat Chris zostaje odnaleziony przez kolejną generację ludzi. Jak szybko się orientuje, zaraza która była przyczyną jego dryfu nie została pokonana. Co gorsza ma się coraz lepiej... Ludzie przenoszą się w przestrzeń - opuszczają swoją rodzimą planetę. Jednak, paradoksalnie, to co najbardziej interesuje Chrisa to tajemnicza kobieta, która razem z nim trafiła w przestrzeń kosmiczną i pozostawała tam przez 1,000 lat...
Akcja się zacieśnia się z każdą planszą. Z każdym rysunkiem dowiadujemy się coraz więcej. Zarówno o naszych bohaterach, jak i o świecie w którym przyszło obudzić się Chrisowi. Dalsze przygody to idealna jak dla mnie połączenie science fiction i space opery.
Minusy?
Tak. Jeden.
Zazwyczaj to cena. Tak, wiem wiem, marudny jestem z tymi dzięgami... Jednak tym razem to coś innego.
Tym razem chodzi o zamknięcie serii. Otóż - wierzcie lub nie - ona nie została jeszcze napisana do końca. Ponoć autorzy - Jean Claude Forest i Paul Gallon - szykują się do kolejnych tomów... Konkretów jednak brak.
Nie pozostaje nam nic innego niż cieszyć nowym wydaniem kolejnego klasyka.
Polecam.
Rozbitkowie czasu - wydanie zbiorcze
PS: Nowe wydanie bije na głowę, albo i dwie kolory:) Stare było (pewnie w dużej mierze przez papier) matowe. Wyrazistość nowego czasami balansuje gdzieś pomiędzy "świetnie", a "trochę za bardzo". Idealnie jak dla mnie:)