"Podchwytliwe pytanie: Gdzie w Moskwie znajduje się ulica Itzamny?"
To kolejna rosyjska książka - po powieściach Wilmont i "Grzybni" Czyżowej, - w której bohaterem staje się tłumacz. Mimo różnych autorów, bohaterowie ci mają pewne wspólne cechy: są nieco znudzeni swą pracą (zwykle tłumaczy się umowy i instrukcje, nie literaturę), agencje tłumaczeniowe traktują ich nieco z góry, są zwykle samotni, niezamożni, koło czterdziestki i zostało w nich wiele z homo sovieticus.
Bohater Głuchowskiego, jak autor - Dimitrij Aleksiejewicz, mieszka w Moskwie, w stalinowskim bloku ze 150-letnimi meblami z brzozy karelskiej, odziedziczonymi po babci. Tłumaczy z angielskiego, lecz gdy zabraknie zleceń, gotów jest przypomnieć sobie hiszpański. W ten sposób trafiają do niego kolejne rozdziały tekstu kroniki konkwistadora z XVI w., w jakimś o 200 lat późniejszym odpisie. Konkwistador ów - Luis Casa-del-Lagarto opisuje ekspedycję z kwietnia 1526 roku, zadaniem której było wykradzenie pism i idoli z ukrytej na pustkowiu świątyni Majów w Calakmul (miasto odkryte ponownie dopiero w 1931 roku), by mogły być spalone podczas wielkiego, historycznego auto da fé (na polecenie biskupa Diego de Landy, nota bene autora kroniki "Relación de las cosas de Yucatán", do dziś najważniejszego dzieła charakteryzującego kulturę Majów) w lipcu tegoż roku w Maní, ówczesnej stolicy Jukatanu. Niezwykły tekst nie tylko pochłonie całą uwagę tłumacza - zaczyna on czytać wszystko, co zdoła znaleźć o Majach, ich kulturze i mitologii - lecz, co gorsza, zacznie wpływać na rzeczywistość, gdy starożytne demony będą deptać tłumaczowi po piętach oraz dokonywać rytualnych mordów w centrum Moskwy. Atmosfera chwilami robi się jak w "Mistrzu i Małgorzacie" Bułhakowa, którą to książkę bohater zresztą podczytuje dla uspokojenia nerwów. Nie dziwota zresztą, że tłumacz, wychowany na powieściach Verne'a i J.F.Coopera, dostawszy do rąk pasjonujący dziennik konkwistadora, zapomina o szarym świecie, przenosząc się w inną, barwną rzeczywistość.
REALIA. Użyte przez Głuchowskiego mitologiczne postaci z panteonu bogów i demonów Majów, niektóre wydarzenia z historii, jednostki miar i nazwy (np. liga - starorzymska liczyła 4440m, zanim z Persji przez Greków do Rzymu zaimportowano milę, liga kastylijska była o 300m krótsza; sakbé - to drogi z białych kamieni budowane przez Majów do miejsc kultu), a także niektóre nazwiska m.in. przewodnika Nachi Cocoma czy rosyjskiego badacza pisma Majów, Jurija Knorozowa (bo już imiona Vasco Núñeza de Balboa i Gerónimo de Aguilara są rozmyślnie zamienione przy nazwiskach) są historyczne, autentyczne. Prawdziwy Knorozow - lingwista i kryptolog, którego przygoda z pismem Majów miała się zacząć od wyniesienia z płonącej Pruskiej Bibblioteki Narodowej w czasie zdobywania Berlina (to oczywiście fałszywa dziennikarska legenda, dementowana przez badacza: w czasie wojny nie był w Berlinie a książki trafiły do Moskwy jako "reparacje") kroniki de Landy w opracowaniu Barboura i gwatemalskiego wydania trzech zachowanych w Europie kodeksów Majów: z Paryża, Drezna i Madrytu, w opracowaniu braci Villacorta - gra w powieści rolę demiurga, jaką pełnił także dla rosyjskiej nauki o kulturach prekolumbijskich. Do wydarzeń z 16 w. Głuchowski dorzuca obraz Armagedonu w Moskwie - wyliczonego wg proroctwa Majów na 2012 rok koniec świata (z radiowych wiadomości dowiadujemy się, iż następuje on na całej kuli ziemskiej) i ironiczne odautorskie, aktualne komentarze polityczne - a to krytykujące potęgujący się w Rosji kult Wielkiej Ojczyźnianej czy porównujące mauzoleum Lenina do Piramidy Karła w Uxmal. Z przekąsem komentuje też, że w tym samym czasie, kiedy w Rosji państwowo fetuje się zwycięstwo nad faszyzmem, służby bezpieczeństwa tylko z rzadka kontrolują rosyjskich faszystów - i trudno się dziwić, bo to zwolennicy obecnego rządu (s.82). Wyśmiewa partyjnych funkcjonariuszy ZSRR, nigdysiejszych szermierzy ateizmu, którzy dziś budują cerkwie i biją w nich pokłony, a te błogosławią ich lewe interesy. Dowcipnie, aczkolwiek i nieco filozoficznie, przedstawione jest spotkanie poradzieckiego ateisty z "bogiem". Równie dowcipnie właściciel meksykańsko-kaukaskiej szaszłykarni "Tzompantli" odwraca uwagę klienta mówiąc, że nazwa nic nie znaczy, że to tylko "piękne słowo", podczas gdy w języku nahuatl oznacza ono drewnianą konstrukcję Azteków, na którą nawlekano, jak na szaszłyk, czaszki zwyciężonych jeńców...
PRZESŁANIE. Autor korzysta z wiedzy, że wiele ze znanych dziś starożytnych miast Majów, jak Chichén Itzá, Uxmal, Tikál itp. już w momencie przybycia na kontynent Hiszpanów było opuszczonych. Próbując w powieści wyjaśnić ten fakt, opiera wątek na rzekomo ukrytej przed spaleniem "Kronice przyszłości" Majów - księgi proroctw, które ów lud, posługujący się 3 opartymi na astronomii kalendarzami, starał się ściśle wypełniać, a która przewidywała (źle obliczony) koniec świata. Głuchowski, konfrontując europejskie i indiańskie podejście do proroctw i przeznaczenia, stara się zarazem pokazać konsekwencje tego, czy się je zna i w nie bezwzględnie wierzy, jak u Majów, czy raczej czepia się każdej nadziei na inne rozwiązanie i walkę z przeznaczeniem do końca. To pierwsze wymusza spokój i zgodę na los, drugie niewiedzę co do przyszłości przekształca w nadzieję: "bo kto ją porzucił nazbyt wcześnie, wydaje na siebie wyrok"(s.394). Autor/narrator ma nadzieję - wbrew wszelkim oznakom zbliżającej się katastrofy - bo wielu już przeżyło koniec świata, który się nie dokonał. Podkreśla też, jak T.S.Eliot, że koniec świata dokona się niepostrzeżenie dla większości - będzie katastrofą dla jednostek. I tak postać powieściowego Siergieja Koczubijewicza Szajbu, który kiedyś rozłoży ręce, bo będzie bezsilny wobec końca [jego?] świata to czytelna aluzja do Siergieja Kużugietowicza Szojgu, "drugiego po Bogu", putinowskiego speca od klęsk żywiołowych a od 2012 ministra obrony FR. I tu się skrywa moim zdaniem autorskie, aktualne, polityczne przesłanie tej książki- bardzo wyraźne, choć głęboko ukryte - na temat dzisiejszej Rosji pod znakiem Putina: "Nie widziałem i nie zobaczę innego świata, niż ten, w którym na placu Czerwonym wznosi się tajemnicza piramida ofiarna, gdzie Moskwę okupują zmęczeni, nieżyjący żołnierze, gdzie jak fałszywe złoto wabią mieniące się kopuły nowo stawianych cerkwi i przez kaprys nieznanej wyższej istoty ludzie tęsknią za przyszłością i obawiają się tego, co nadchodzi... Świata ulepionego na obraz i podobieństwo jednego, jedynego człowieka, w którego ciasnej świadomości wszyscy się gnieździmy, myśląc, że to właśnie jest bezkresny wszechświat." (s.389)
Tak więc powieść ma przynajmniej 3 powiązane ze sobą, ale osobne poziomy, na których można ją czytać: rozrywkowo-przygodowy, jak to zwykle z thrillerami bywa, z elementami nadnaturalnymi sięgającymi do demonologii Majów, poznawczy - ponieważ autor popularyzuje autentyczną wiedzę i realia dotyczące tamtejszej kultury i historii jej poznawania, oraz aktualny komentarz polityczny n.t. stosunków politycznych w Rosji. Przy czym autor przekazuje pozytywne przesłanie dla maluczkich: końce świata należy brać z dystansem i zawsze trzymać się nadziei, że słońce jednak znów wyjdzie...
W tej powieści, poza akcją i kroniką, istotne są obrazy i sny - lubię to, bo zabieg taki zawsze chyba pogłębia narrację, jej odbiór. Zresztą, samą książkę również ilustrują ciekawe, czarno-białe, ekspresjonistyczne rysunki Antona Greczko - otwierają każdy z 17 - zatytułowanych oczywiście po hiszpańsku - rozdziałów.
Zastanawia mnie, że w Polsce całkiem nieznane są dzieła komunistycznych pisarzy piszących dla dzieci - jak Gianni Rodari czy Stepan Pisachow, które poza tym przyswoiła większość socjalistycznego bloku. Co do innych tytułów z dzieciństwa, narrator pochwalił się młodzieżową lekturą bardzo popularnego w ZSRR, a kompletnie nieznanego u nas "Timma Thalera" Jamesa Krüssa. Ale już H. Kummerling, czy E. Jagoniel - rzekomi autorzy książek o Majach - zostali wymyśleni.
PS. I jeszcze drobne zamyślenie nad logiką polskiego tłumaczenia: w jaki sposób bohater może porównać taki sam, charakterystyczny sposób pisania długiego "j" w tekście rachunku i pośpiesznie nakreślonym zdaniu: "Oni idą za mną", jeśli w tym zdaniu po polsku takiej litery NIE MA...?