Powrót po latach do Nabokova i Pnina. Jakoś mi jest bliski tytułowy bohater książki, Rosjanin, który musiał uciekać z kraju bolszewików i w końcu wylądował w Ameryce, człowiek roztargniony, ciągle potyczkujący się z przedmiotami martwymi. Jest po pięćdziesiątce a wciąż pełni podrzędną funkcję profesora języka rosyjskiego na prowincjonalnym uniwersytecie. Całe jego życie można potraktować jako pasmo porażek, to, wedle kryteriów amerykańskich, wzorcowy przykład nieudacznika. Z tym że Pnin sam tego tak nie odbiera, jest zanurzony w swoim wewnętrznym świecie i dobrze mu tam.
Zdaje się, że w Pninie jest sporo z Nabokova, który przez długi czas biedował w Ameryce, ucząc literatury rosyjskiej na podrzędnych uniwersytetach, dopiero wydanie 'Lolity' przyniosło mu sukces i pieniądze.
Oczywiście można też popatrzeć na los Pnina przez pryzmat okropieństw XX wieku, najpierw rewolucji bolszewickiej, potem rządów nazistów i wreszcie II wojny światowej. Te straszne wydarzenia wywróciły życie wielu ludzi do góry nogami, także życie Pnina, które zaczyna się w dostatniej mieszczańskiej rodzinie Sankt Petersburgu, a po czterdziestu latach cały świat jest przewrócony do góry nogami.
Pnin to człowiek do gruntu dobry: jeszcze w Europie żeni się z kobietą, która szybko go rzuca i zachodzi w ciążę z innym mężczyzną, Pnin jest gotów uznać dziecko, ale żona się nie zgadza. Gdy po latach już była żona go odwiedza, chodzi jej tylko o to, żeby materialnie wspomagał syna, a Pnin wciąż ją kocha: „gdyby mógł ją zatrzymać przy sobie – taką, jaka jest – z jej okrucieństwem, wulgarnością, z oślepiająco błękitnymi oczyma, z jej żałosną poezją, z pulchnymi stopami, ze zbrukaną, oschłą, podłą, dziecinną duszą.”
Czytam w innych opiniach, że książka nie ma fabuły, to prawda, fabuła tam wątła, ale jak to napisane! Pisze na przykład Nabokov o rosyjskim domu gdzieś w amerykańskiej głuszy prowadzonym przez emigrantów. Oczywiście wszystko tam musi przypominać ojczyznę, jest masa przedmiotów z Rosji, prowadzi dom niejaka Praskowia, która ma za męża Kozaka, a gdy rosyjscy inteligenci się tam spotykają, to gorąco dyskutują' czy 'Anna Karenina' Tołstoja zaczyna się w czwartek, czy w piątek. Niby obrazek nieznośnie szablonowy, ale jaki to wspaniały szablon... .
Ma też książka inne smaczki, znajdziemy na przykład satyrę na humanistykę uniwersytecką: „Leonard Blorenge, dziekan Wydziału Filologii Romańskiej, odznaczał się dwiema interesującymi cechami – nie lubił literatury i nie znał francuskiego.” Poza tym znakomity jest styl Nabokova w świetnym przekładzie Anny Kołyszko.
W ciekawym posłowiu do papierowego wydania książki pisze Leszek Engelking, że Nabokov nie tylko pisze po nowemu, ale też uczy czytać po nowemu, a 'Pnin' „jest jedną z najważniejszych lekcji tego nowego sposobu czytania. Dopiero opanowawszy wprowadzony w niej materiał, przy powtórnej lekturze możemy w pełni rozsmakować się w tej książce.” Chodzi m.in. o to, aby nie utożsamiać się z narratorem, którego rola w powieści rośnie z każdą stroną. No cóż, ja prosty czytelnik jestem, za trudne dla mnie engelkingowe wywody, ale książka i tak mi się szalenie podobała.