„Tajemnica Doliny” to książka, którą parę lat temu odgrzebałam w przypadkiem odkrytym kufrze na strychu rodzinnego domu. Nie jestem pewna do kogo należała wcześniej, jednak z pewnością egzemplarz, który trafił w moje ręce liczył już sobie ładnych parę lat. Było to wydanie Amber z 1995 roku. Grafika z okładki przedstawiająca mężczyznę i kobietę w pięknych strojach gdzieś z pogranicza epoki wiktoriańskiej słusznie sugerowała że będzie to powieść romantyczna, choć wtedy zupełnie nie miałam pojęcie że autorka, Barbara Cartland, była mistrzem tego właśnie gatunku, wydając na przestrzeni lat ponad 700 romansów, za co jej nazwisko znalazło się w księdze rekordów Guinnessa.
Historia przedstawia losy Leony Grenville, która po tragicznej śmierci rodziców musi stawić czoła brutalnej rzeczywistości. Gospodarstwo rodziców podupadło, na kontach brak funduszy do życia. W trosce o córkę rodzice Leony przed śmiercią poprosili przyjaciół by ci przyjęli osamotnioną Leonę pod opiekę. Postawiona pod ścianą dziewczyna zmuszona jest zatem wydać ostatnie oszczędności na przeprowadzkę do Szkocji, gdzie czeka na nią książę Ardness, który ma już pewien plan co do dalszych losów dziewczyny. Tymczasem w trakcie podróży zdarza się wypadek, który sprawi, że drogi pięknej Leony przetną się z tajemniczym lordem Strathcrain… Niestety dziewczyna, zdana na łaskę księcia Ardness, znajdzie się w niezwykle trudnej sytuacji i niejedna przeszkoda stanie na jej drodze do miłości.
To tyle, jeśli chodzi o zarys fabuły. Sama książka z pewnością przypadnie do gustu czytelnikom lubującym się w romantycznych wiktoriańskich klimatach, gdzie atmosferę i scenerię budują mroczne zamki i przystojni książęta o nie zawsze dobrych intencjach. Leona zdana sama na siebie będzie musiała rozstrzygnąć kto będzie dla niej naprawdę dobrym partnerem, a kto nią manipuluje wykorzystując naiwność młodej dziewczyny, niemającej w nikim oparcia.
Poza wątkiem romantycznym, książka w ciekawy sposób obrazuje sposób myślenia kobiet ukształtowany przez społeczne normy i wychowanie typowe dla tamtego okresu. Choć dla wyzwolonych współczesnych dziewczyn zachowanie i decyzje głównej bohaterki niejednokrotnie mogłyby wydawać się irytujące i frustrujące, to jednak odzwierciedlają one realia okresu tak odmiennego kulturowo od naszych czasów. Trzeba zatem podejść do tego nieco z dystansem i potraktować raczej jak lekką lekcję historii niż jako wzór do naśladowania. Wspominając tę lekturę nie mogę również pominąć faktu, że bardzo przypadły mi do gustu malownicze opisy krajobrazu, które z łatwością pomagały przenieść się wyobraźnią do zamglonych, szkockich wrzosowisk stanowiących świetne tło dla całej historii. Doskonale uzupełniało to zresztą atmosferę tajemniczości, która towarzyszyła odkrywaniu mrocznych sekretów zarówno księcia Ardness jak i lorda Strathcairn.
Niestety jeśli chodzi o negatywne odczucia dotyczące książki, muszę przyznać, że nie podobało mi się jak przedstawiony został motyw osób z niepełnosprawnością. Ukazany jest w sposób krzywdzący i utrwalający tendencje do dystansowania się od postaci cierpiących na różne dysfunkcje, wręcz stygmatyzując takie osoby. Niemniej jednak, zważając na to w jakim okresie historycznym osadzona jest fabuła, ufam, że miało to na celu jedynie odzwierciedlenie faktycznego podejścia do niepełnosprawności w tamtych czasach, ukazując niestety uprzedzenia oraz strach przed nie do końca zgłębioną z medycznego punktu widzenia odmiennością.