To co mi się nie podoba i to na dzień dobry to zamiana oryginalnego tytułu, który winien brzmieć "Czy Bóg nienawidzi kobiet?" Prawda, że zmienia się cała wymowa? A co za tym idzie treści, na którą już inaczej patrzymy. Tytuł "Czy Bóg nienawidzi kobiet?" ma tu swoją zasadność, ponieważ to z punktu wiary różnych wyznań patrzymy na los kobiet. Ale czy aby Bóg wyrządza kobietom taką krzywdę, a nie człowiek (czytaj:mężczyzna)?
Dla wielu ludzi różnych wyznań Bóg przeznaczył kobiety jedynie do roli żony i matki, tak wiec nie pytając je o zdanie - bo przecież sam Bóg tak nakazał, jak objawia nam pismo - wyznaczono nam miejsce w świecie rządzonym przez mężczyzn. To zadziwiające jak dalece przez wieki zmieniła się każda dziedzina naszego życia, jak rozwinęły społeczeństwa, gdzie prawo wyraża nasz stosunek do rzeczywistości, a jednak pozycja kobiety nadal rozpatrywana jest przez wgląd w święte księgi i przypisuje się nam tę samą rolę, co w pradawnych czasach, gdzie np myśl o druku mogła być odczytana jako szatańskie wizje. Jak to możliwe, że w XXI wieku, tak zaawansowanym technologicznie, kobiety są nadal biczowane lub kamieniowane za to, że zostały zgwałcone? Spędzają lata w wiezieniach tylko dlatego, że ich strój nie był należyty i np w danym momencie zostały na ulicy przyłapane z lekko odsłoniętymi włosami. Jakim trzeba być ignorantem by poślubić 10latkę i uważać, że jako mężowi należy mu się posłuszeństwo graniczące chyba z byciem pod wpływem substancji odurzających, żeby nie skarżyć się, nie wyrażać sprzeciwu w jakiejkolwiek formie? Nawet pies może pokąsać właściciela, jeśli ten się nad nim pastwi (i ma rację,że to robi!), a kobiecie nie wolno wyrażać jakichkolwiek opinii, chyba że dotyczących kuchni. Również nam, wychowanym w wierze chrześcijańskiej wielebne grono Watykanu wmawia, że najświętszą i przewodnią rolą kobiety jest dbałość o rodzinę. Jakbyśmy nie miały prawa wyboru czy w ogóle piszemy się na rodzinę. A jeśli, to czy to ma oznaczać wyzbycie się własnych aspiracji na rzecz dzieci i męża? Mamy przesiadywać w domach i praktycznie nie ustawać w sprzątaniu i wychowywaniu potomstwa, żeby czasem nie myśleć o innych rozwiązaniach.
Podczas dyskusji nad lekturą koleżanka przypomniała sobie, że kiedyś na kolędzie usłyszała od księdza, że powinna "z godnością przyjmować ciosy od losu". O jakże to obrazowo i literacko wręcz zostało nazwane, a nie było niczym innym, jak biciem przez męża. Ona oczywiście zniosła to (w miarę) z godnością biorąc z nim rozwód, przy czym duszpasterzowi chodziło o to, że powinna trwać w związku bo przyrzekała "na dobre i złe". Nikt mi nie wmówi, że owo "złe" to mają być chwile, gdy jestem bita, gwałcona, poniewierana i to jeszcze za zgodą własną, bo złożyłam przyrzeczenie małżeńskie. Żadna kobieta przy ołtarzu nie godzi się na wspólne życie z oprawcą tylko z osobą, która będzie o nią dbała i ją szanowała. Nie można wypaczać słów obietnicy na korzyść przyzwolenia do brutalności i jeszcze mieszać do tego Boga. Bo niby jak Bóg może błogosławić komuś, kto zabija własną córkę? Nie sądzę żeby jakakolwiek boska postać pragnęła mordu i okaleczeń bliskich chwaląc imię Stwórcy. To tylko przeświadczenie ograniczonych mężczyzn może posuwać ich do takich stwierdzeń.
Ta publikacja to jak zderzenie się ze ścianą. Następuje bolesne zatrzymanie i przetworzenie wszystkich informacji o okrucieństwie względem dziewczynek i kobiet, których dokonują mężczyźni w imię swojego Boga. Tylko nie koniecznie jest to podyktowane wolą bożą, a samą chęcią mężczyzn to utrzymania swojej władzy generując kolejne pokolenia kobiet niewykształconych, bojaźliwych, poddanych ich woli. Dzięki temu specjalnie nie będą musieli się nawet starać, bo kobiety nieświadomie będą oddawać się takiej niewoli, widząc w niej jedynie opiekę.
Autorzy na łamach swojej publikacji nie roztrząsają, która z religii lepiej odnosi się w stosunku do kobiet dając im więcej wolności i zapewniając bezpieczeństwo, ale wykazują nadużycia względem kobiet panoszące się w każdym wyznaniu.
Tak na marginesie, co prawda jeszcze nie czytałam, ale przypuszczam po opisie, iż w podobnym tonie zbudowana jest treść "Wojna kobiet" Sally Armstrong.