Kto z nas nie słyszał historii, o Kopciuszku? Dziewczyna, poniewierana przez macochę i
przyrodnie siostry, musi nosić się w łachmanach, sprzątać i gotować, za troje. Inne życie dla niej nie istnieje. Wszystko zmienia bal, na którym książe szuka żony. Zapewne doskonale pamiętacie perypetie, związane z matką chrzestną dziewczyny, dyniową karocą, czy też szklanym pantofelkiem. Magia, o ograniczeniu czasowym. Jaki to ma związek z omawianą dzisiaj książką, zapytacie? Otóż, dość istotny. No bo, jak wszystko potoczyłoby się, gdyby Kopciuszek był... cyborgiem? Takie właśnie pytanie postawiła sobie Marissa Meyer, a o to co z tego wynikło.
Za sprawą autorki odbywamy podróż w odległą przyszłość, do Nowego Pekinu, opanowanego przez plagę tajemniczej, śmiertelnej choroby. Na domiar złego, nie ma na nią żadnego lekarstwa, ani szczepionki. Główną bohaterką jest, jak już wspomniałam, cyborg. Na imię jej Cinder, co nasuwa słuszne skojarzenie
z kopciuszkiem. Poza tym pomimo nastoletniego wieku jest mechanikiem i to najlepszym w mieście. Z racji tego, iż nie jest człowiekiem w stu procentach, jest skazana na ciągłe docinki mieszkańców Nowego Pekinu. Jest wręcz osobą drugiej kategorii. Wszystko zmienia się, gdy na targu, przy którym dziewczyna ma swój sklep, zjawia się książę Kai. Prosi ją o naprawienie androida. Te spotkanie odmieni życie ich obojga, ale czy na lepsze, czy też wręcz przeciwnie? Jaką rolę mają do odegrania
w wojnie, szykującej się pomiędzy mieszkańcami ziemi, a rasą, żyjącą na skolonizowanym już od dawna księżycu? Czy skrywane od lat tajemnice zrujnują wszystko, zanim zdąży się w ogóle rozpocząć?
Jeżeli chcecie poznać odpowiedz na powyższe pytania, zachęcam do zapoznania się z tą
powieścią, bo zdecydowanie jest tego warta. Wciągnęła mnie na dobre kilka godzin. Przeczytałam ją praktycznie za jednym zamachem, korzystając ze szkolnego dyżuru. Nie zabierajcie się za "Cinder", jeżeli nie macie wystarczającej ilości wolnego czasu, bo od tej książki naprawdę ciężko się oderwać. Nie natkniemy się w niej na rozwleczone opisy, akcja mnie do przodu, a my razem z nią.
W przypadku fantastyki, ciężko trafić na coś oryginalnego. Cały czas szukam, ale natrafiam na powielone po raz setny schematy. W tym przypadku jest inaczej. Ta powieść jest jak powiew świeżości. Oparta jest co prawda, na "Kopciuszku", ale nie traci przez to na oryginalności, wręcz przeciwnie. Poza tym, kto z nas nie uśmiechnie się, z nostalgią, natrafiając na znane z baśni motywy, przywodzące na myśl dzieciństwo?
Jeśli chodzi o samą postać głównej bohaterki, to jestem bardzo mile zaskoczona. Chociaż teoretycznie jest odpowiednikiem Kopciuszka, to stanowi wręcz przeciwieństwo tej postaci. Cinder nie należy do marzycielek, twardo stąpa po ziemi i podchodzi do wszystkiego rozsądnie. Podziw wzbudza jej olbrzymia odwaga, a także wyjątkowy spryt. Nie sposób się nudzić, przy tak wyrazistym charakterze głównej bohaterki powieści. Jest jednak coś, co łączy ją z jej z pierwowzorem. Tragiczne losy wzbudzają współczucie, nawet jeśli ona sama nie dąży do tego.
Narracja poprowadzona jest w trzeciej osobie, z perspektywy Cinder. To pomaga czytelnikowi łatwiej zrozumieć, co kieruje dziewczyną, co czuje i dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Autorka pisze w sposób lekki, czyta się szybko, z wielkim zaangażowaniem.
Zazwyczaj nie lubię przerabiania moich ukochanych baśni z dzieciństwa, ale w takiej formie, zdecydowanie nie mam nic przeciwko. Pani Meyer oczarowała mnie światem, który stworzyła w miejscu tak oryginalnym jak Chiny. Nie musimy po raz kolejny przedzierać się przez historię snutą w USA. Za to duży plus. Sama powieść jest poprowadzona naprawdę świetnie i na pewno nie żałuje zapoznania się z nią. Autorka zaliczyła bardzo udany debiut. Polecam z czystym sumieniem.