Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl. Dziękuję również Wydawnictwu Feniks za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji. Przede wszystkim jednak dziękuję Pani Annie Partyka-Judge za tak przyjemną lekturę. Czas, który spędziłam podczas czytania, był rzeczywiście magiczny
Zuzanna, niezwykle dociekliwa doktorantka jednej z lepszych uczelni w Europie, od wielu lat stara się odkryć swoje korzenie. Do dyspozycji ma niewielkie wskazówki pozostawione przez Babcię, która zawsze powtarzała, że Zuzka jest kobietą szczególną w genealogicznej gałęzi drzewa. Okazało się, że linia ta sięga tajemniczych i niezwykle odległych czasów, kiedy to cywilizacja Majów była w pełnym rozkwicie. Zuzanna czuje, że jest w pewnym sensie medium, które odczuwa ze wzmożoną siłą energię, która kumuluje się niedaleko jej rodzinnego domu. To, co się dzieje w jej umyśle i ciele, wywołuje u niej początkowo strach, który jednak dość szybko został zastąpiony determinacją w rozwiązaniu zagadki.
Jestem bardzo mile zaskoczona tą książką. Sama koncepcja jest świeża i mocno intrygująca.
Trzeba natomiast odrobinę bardziej przygotować się do czytania tej powieści. Nie da się tego robić z biegu. Nie da się tej książki przyswoić, będąc rozproszonym. Cała uwaga musi być skupiona na formułowanych zdaniach, bo ilość informacji jest naprawdę duża. Nie jestem w ogóle zaznajomiona z dziedziną biofizyki, zatem wszystkie terminologie wymagały ode mnie, choć pobieżnego liźnięcia tematu w Internecie.
Sama kreacja bohaterów jest bardzo dobra. Pierwszy raz od dawna, nie czułam irytacji na myśl o którymkolwiek bohaterze. To naprawdę dobrze świadczy o umiejętnościach pisarskich autorki, bowiem zarówno typy charakterów jak i same konwersacje, nie były pisane na siłę i nie było w nich takiej sztucznej nachalności.
Motyw miłości między Zuzanną a Adamem został poprowadzony perfekcyjnie. Bez mdłych, górnolotnych zwrotów, bez niepotrzebnych opisów uczuć. Autorka doskonale poprowadziła ten wątek i dostosowała formę uczuć do naukowego charakteru bohaterów. Szanuję. Podoba mi się bardzo taki zabieg.
Ostatni rozdział to było wielkie zdziwienie. Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Nie jestem do końca pewna, czy mi się ono podoba, jednak biorąc pod uwagę całość historii, ma ono sens. Historia jednak zatoczyła koło.
Mam tylko dwie uwagi jeśli chodzi o kompozycję „Rezonansu czasu”.
Miałam momenty, gdy czułam się lekko skołowana skakaniem między czasem „kiedyś” a „teraz”. Dopiero po kilku zdaniach w nowym rozdziale, tak naprawdę mogłam ocenić, w jakim przedziale czasowym toczy się akcja. Myślę, że gdyby to rozgraniczenie było lepiej zaakcentowane, odbiór książki byłby prostszy.
Kolejną uwagą jest końcowe potraktowanie samej zagadki. Spodziewałam się jednak bardziej spektakularnego rozwiązania tej historii. Myślę, że wątek napadu w „kopcu” niestety dużo popsuł. Szkoda, bo w momencie dotarcia do sarkofagów czułam naprawdę duże podekscytowanie. Chciałabym jednak dowiedzieć się więcej o tej energii i w jaki sposób Zuzanna ją może wykorzystać.
Nie mogę nie wspomnieć o samym wyglądzie książki. Wszystko zgrało się idealnie. Przyznaję, że to właśnie tytuł zachęcił mnie do sięgnięcia po tę pozycję, a w połączeniu z doskonale zaprojektowaną okładką, nie mogłam odmówić sobie tej przyjemności.
„Rezonans czasu” oceniam na 8/10 i polecam każdemu.