Rezkin powraca. Dla jednych to wiadomość dobra, dla tych, którzy nie znoszą tak zwanych Mary Sue, prawdopodobnie obojętna, ponieważ nie przeczytają ciągu dalszego. I tak bym radziła im takie posunięcie, gdyż natężenie potęgi Rezkina wzrasta. Pozostaje zadać sobie pytanie czy to dobrze, czy źle. Zależy. Ja bawiłam się bardzo dobrze, jednak wielu może takie posunięcie zniechęcić. Już w "Powierniku miecza" mieliśmy przyjąć za pewnik, że Rez jest we wszystkim najlepszy, w "Królestwie obłędu" podają nam na tacy jego wielkość i nieomylność.
Cykl o Rezkinie to specyficzna lektura. Podczas gdy pierwszy tom był lżejszy, bardziej zabawny, a Rez powodował śmiech i podziw, tak w tomie drugim, sytuacja i problemy piętrzące się wokół naszego bohatera sprawiają, że akcja się zagęszcza, coraz więcej jest pytań w pytaniach i fint w fintach, a atmosfera wokół powiernika staje się mroczna i nieprzejednana. Rez traci komediowy aspekt, staje się kimś, na kogo barkach można ponieść całe Ashai. Prawdopodobnie, gdyby ktoś inny niż Kel Kade napisał takiego bohatera, wyśmiałabym go i rzuciła książką przez okno. Jednak styl i talent autorki, lekkie pióro i smykałka do prawdziwie zamotanych intryg, sprawiają, że od książki nie da się oderwać. Co prawda niektóre wątki wchodzą na widownię, by później nie wrócić, jednak z podziwem czytałam o zależnościach między bohaterami, o związkach z przeszłością, sytuacją w królestwie i zastanawiałam się, jak to możliwe, że Kade udało się to wszystko pozbierać do kupy i nie pogubić po drodze. Po prawdzie przypuszczam, że trzeba być pisarskim geniuszem... ale mieć w sobie pewien pierwiastek chaosu.
W zasadzie powieść to długa droga na turniej. Już samo to powinno zapalić ostrzegawczą lampkę i zapaliło, jednak szybko brutalnie ją zgasiłam. Wiele książek aspirowałoby by być tak ciekawą jak ta pozornie prosta droga ku celowi. Towarzystwo Rezkina to tygiel pozycji i charakterów i tylko Rez mógł sprawić, że dobrali się i nie pozabijali. Cały czas wyjaśniają się jedne sekrety, by odkryć istnienie kolejnych. To jazda kolejką w lunaparku - najbardziej karkołomna, ale przez to najbardziej ekscytująca.
Uważam dodatkowo, że powieść wiele by straciła, gdyby nie doskonałość Reza. Bo to on sprawia, że czyta sie tak szybko i tak dobrze. Jest intrygujący, nietuzinkowy, jest jednocześnie prawym i dobrym przyjacielem i człowiekiem, jak i bezwzględnym egzekutorem i panem przestępczego świata, zabójcą i... cóż, tego nawet najstarsi górale by się nie spodziewali, ale jest i tym tajemniczym kimś, o kim nie pisnę słowem, bo spoiler. Jest idealistą i zbrodniarzem w jednym, władczym dowódcą i opiekuńczym kompanem.
Jednak nie wszystko mi się oczywiście spodobało. Spodziewałam się, że jako kobieta, Kade napisze choć poprawne postacie żeńskie. Tu jednak zawiodłam się na całej linii. Podczas gdy sam Rez i część mężczyzn to naprawdę świetnie napisane postacie, to kobiety chyba zostały odciśnięte pod kalkę najgorszych kobiecych stereotypów. Są płaskie jak deska i służą jedynie wzdychaniu do Rezkina i podkreślaniu jego walorów. Proszę. Być może autorka nie potrafi pisać kobiet i to bym jej jeszcze wybaczyła. Sądzę jednak, że tak było jej łatwiej - poszła po najlżejszej linii oporu. Więc kobiety w książce to idiotki, które marzą tylko o Rezie, macają mu klatę i robią sceny zazdrości. I jeszcze bardziej to drażni, gdy widać, jak Kade potrafi pisać.
Jeśli ci, którzy przeczytają drugi tom sądzą, że coś się wyjaśni, to srogo się zawiodą. Pytań dojdzie jeszcze więcej, będą się piętrzyć niczym złowroga wieża nad naszymi biednymi czytelniczymi głowami. I tak, pomimo moich utyskiwań, pomimo stworzenia archetypu Mary Sue, pomimo macoszego potraktowania przez autorkę przedstawicielek własnej płci, wysoka ocena. W szaleństwie tej książki jest metoda. To po prostu dobra, intrygująca i zaskakująca lektura, po której nigdy nie wiesz, czego się spodziewać i jaki twist fabularny wyskoczy zaraz zza ściany.