Przyjrzyjcie się okładce, bo ten mężczyzna sporo namiesza, ale nie zdradzę co i jak. Nie wiem jak wy, ale ja oczami podążam za Rezkinem, ponieważ tak godnego przeciwnika każdy chciałby mieć przed sobą. Wstępnie w pierwszym tomie poznałaś Rezkina i to z kim przyszło mu podróżować.
Jeżeli jakimś trafem jesteś jeszcze przed poznaniem 2 tomu to musisz szybo nadrobić, bo tutaj sporo się dzieje, a mianowicie Rezkin wraz ze swoimi towarzyszami dociera do Skutton gdzie odbywać się będzie turniej i na którym ma nadzieje znaleźć Farsona – adwersarza. Nie będę pisała kto z kim, dlaczego tak, a nie inaczej, bo zabrałabym całą frajdę w poznaniu przygód jaki nasz powiernik mieczy przeżył.
Książka według mnie w żaden sposób nie jest trudna w jakieś nazewnictwo, sytuacje, które są trudne do zapamiętania czy zrozumienia akcji jaka ma miejsce wiec dla mnie to mega duży plus, bo przyznam się, że z tym mam dość duży kłopot, dlatego później posiłkuje się notatkami jakie stworzyłam w trakcie czytania.
Rezkin to dla mnie ideał kawalera do wzięcia i tutaj kieruje te słowa to żeńskiej części czytelniczej. Dobry, mądry, kulturalny, ale w uroczy sposób ma kłopot z rozpoznaniem pewnych sytuacji dwuznacznych i w kontakcie z kobietami. Nie rozumie np. jak kobieta kokietuje Jego co czytając wygląda komicznie. Jeżeli popatrzymy przez pryzmat wojownika to jego umiejętności posługiwania się mieczami i nie tylko jest godny podziwu. Honor dla nieg...