„Ciała pierwszego i jedynego chłopca, który złamał mi serce, nigdy nie odnaleziono. I nikt go nigdy nie znajdzie...” - Po takim rozpoczęciu książki, po prostu czuć, że będzie to dobra powieść, ale czy jednak na pewno tak było? Zapraszam do zapoznania się z moja recenzją :)
Z tego co zauważyłam, większość z Was z niecierpliwością wyczekiwała polskiego tłumaczenia książki od Trici Levenseller - „Cienie między nami”. W końcu się go doczekaliśmy - dokładnie 18 maja ta pozycja trafi na półki wielu polskich księgarni! Czy tylko mi okładka tej historii strasznie przypomina „Krew i popiół”? Może to wstyd się przyznać, ale do momentu zapoznania się z opisem wydawniczym, sądziłam, że w moje ręce trafiła w końcu jej kontynuacja, jednak pomimo lekkiego zawodu z chęcią zajęłam się czytaniem tej książki.
Poznajcie Alessandrę Stathos - córkę lorda Masisa, która ma pewien sprytny plan... Otóż pragnie rozkochać w sobie Króla Cieni - Kalliasa Mahetasa, poślubić, a później zabić i zdobyć władzę... Niestety dziewczyna nie wie, że Kallias to niebezpieczny przeciwnik - nikt do końca nie wie na czym polega jego moc. Niektórzy twierdzą, że potrafi nakłonić wirujące wokół niego cienie, by wykonywały jego rozkazy, a inni - że cienie szepczą mu na ucho sekretne myśli wrogów. Alessandra nie jest jedyną, która pragnie śmierci Króla Cieni... Jak zakończy się ta historia? Czy dziewczyna doprowadzi do końca swój sprytny plan?
Po przeczytaniu tej książki odrobinkę żałuję, że nie należy ona w całości do gatunku fantasy - jeśli chodzi o tę kwestię, to coś mi w tej historii zabrakło. Muszę powiedzieć, że „Cienie między nami” jest świetną historią, jednak posiada też kilka wad, przez które nie mogę jej ocenić w skali 10/10.
W powieści tej przypadł mi do gustu przede wszystkim klimat fabuły - w szczególności całe jego tło - dwór, maniery, damy, słudzy, czy stroje - ich opisy zdobyły moje serce. Odrobinkę jednak żałuję, że autorka nie rozwinęła miejsca, w którym dzieje się cała akcja - nie poznałam polityki królestwa, którą rzekomo miał zajmować się Król Cieni, podczas swoich nieobecności. Kolejnym wątkiem, który według mnie powinien zostać bardziej rozbudowany to sprawa - Hektora, kompletnie nie kupiło mnie zakończenie tego wątku.
Mimo, że pomysł autorki nie należy do oryginalnych, to w pewnym momencie wciągnęłam się w całą fabułę i byłam strasznie ciekawa jak potoczą się losy naszych bohaterów. A skoro już o nich mowa... Na początku mojej przygody miałam strasznie mieszane uczucia co do Alessandry, jednak czym bliżej ją poznałam, tym bardziej zaczynałam ją lubić - coś czuję, że w niektórych kwestiach bardzo szybko złapałybyśmy wspólny język. Muszę przyznać, że Stathos jest bohaterką, która wyróżnia się na tle innych kobiet, z którymi mam do czynienia podczas czytania książek.
Kolejną rzeczą, która mnie niestety ruszyła jest wątek romantyczny - boli mnie, że w pewnym momencie zaczął on grać pierwsze skrzypce. Według mnie głównej bohaterce za szybko udało się zdobyć względy przyszłego władcy... do tej pory zastanawiam się jakim cudem jej się to udało.
Czy książkę polecam? Pomimo kilku wad, zachęcam Was do sięgnięcia po tę powieść, jednak nie nastawiajcie się na książkę w 100% fantasy - w tym aspekcie niestety jej czegoś brakuje. Jednak jeśli są tutaj fani kultowej serii „Rywalki” - kochani, to lektura obowiązkowa dla Was!