RECENZJA FANATYKA: „Odrodzone Królestwo” – tom V, Elżbieta Cherezińska
Teoretycznie, sięgając do 5 tomu z serii po długiej – ponad rocznej rozłące, można by pomyśleć, że trzeba by się należycie do tego przygotować. Przeczytać znów poprzednie 4, żeby przypomnieć sobie historię, postaci, intrygi, by zachować ciągłość opowieści. Ale nie z Cherezińską te numery. Pierwsze kilka stron piątego tomu otwiera wszystkie szufladki w głowie, i ma się wrażenie, że spotkało się starego przyjaciela, z którym długa rozłąka nie zmieniła nic. Jakbyśmy się widzieli/czytali wczoraj.
Historia historii (nie)równa.
„Odrodzone królestwo” to Cherezińska The Best Off. Cytując klasyka: uwaga, bo to może być przebój.
Łokietek – dobry, mądry, trochę narwany król. Jego syn Kaźmirz – tak, ten co to go potem Wielkim nazwano – złożony chorobą przy niezłym udziale sił pradawnych i pogańskich. W Malborku bitka na gołe pięści – zażarta walka o władzę po śmierci Wielkiego Mistrza i tworzenie niezłej armii przeciw Łokietkowi. Luksemburski Jan zaczyna się ślinić na ziemie Królestwa Polskiego i wchodzi w sojusz z obmierzłymi Krzyżakami, coby sobie mały rozbiorek Polski pyknąć przy okazji zawieruchy i chrystianizacji ziem pogańskich. Generalnie płonie wszystko i wszędzie. Ale...
Ale to nie jest książka historyczna. To książka o historii. A jaka jest różnica? Taka, że po książkę historyczną sięgną tylko zapaleńcy albo znudzeni studenci, którzy muszą odbębnić lekturę przed zaliczeniem. A za Cherezińską chwytają ludzie, którzy na co dzień potrafią z rozbrajającą szczerością powiedzieć: "e, ja to historii nie lubię".
Pomijając zupełnie fakt, że to, co robiliśmy tydzień, miesiąc czy rok temu to też wpisuje się w znaczenie słowa "historia"...
A więc (nie zaczyna się zdania od "a więc" – ukłony dla mojej polonistki z podstawówki) książka o historii. Naszej. Polskiej. Bujnej, dumnej, butnej. Tej zazwyczaj nielubianej w szkole. Z okresu Rozbicia Dzielnicowego. Kolosalnie ważnego okresu, który zazwyczaj w świadomości jawi się jako ciąg zdarzeń – "Krzywousty wziął i podzielił. A to łobuz, przecież wiadomo, że to osłabiło. Nic dziwnego, że potem się tak działo". Ale jak się działo, czemu podzielił, jak się to potem dało scalić i co na tę rzecz wpływało – a to już nie każdy i nie na wyprzódki odpowie. I tu właśnie wchodzi Cherezińska cała na biało.
W całym pięcioksięgu nie tylko w jego ostatniej części, autorka zabrała mnie w świat pełen konfliktów, zamieszania, najazdów, bohaterskich obron i szalonej odwagi, przemyślanych strategii. Świat, w którym jak nie Czesi, to Krzyżacy, jak nie Krzyżacy to Luksemburczycy kąsali nam zadki, a my próbowaliśmy tą biedną ziemię Polską jakoś scalić do kupy, a po tym scalaniu jakoś obronić z małą pomocą węgierskich sojuszy w granicach nowego terytorium.
Świat, który każdemu powinien być znany, boż to przecież historia nasza, wałkowana od podstawówki. I przez wielu od podstawówki mocno znielubiana. Cherezińska tę historię odczarowuje. Nie odheroicznia bohaterów, nie zmienia historii, nie przemilcza. Ona tym naszym królom i książętom nadaje prawdziwych, namacalnych cech. Kiedy piją wino, czujemy od nich lekko kwaśny cuch, kiedy za murami Wawelu szaleje śnieżyca, my czujemy zimno w kościach, kiedy "poganie" podnoszą łby i wychodzą ze świętych gajów – to my czujemy ich gniew i frustrację. I zastanawiamy się co teraz zrobić.
Historia żywa. Średniowiecze na pełnej... pompie.
Przyznaję – mam do średniowiecza słabość. Chyba z przekory, bo opinia większości dokleja tej epoce łatkę „wieków ciemny”. Jezusie Słodki. Ciemnych!!! Ale słabość wynika też trochę z tego, że we własnym mieście mogę pójść na spacer i dotknąć reliktów tej pięknej epoki – murów Wawelu czy kościoła Mariackiego. W tej książce dostałam średniowiecze, jakiego nie znajdę dziś na ulicach – i w sumie to dość spora ulga, bo choć piękne, było mało bezpieczne.
Obok historycznej istoty rzeczy książka pełna jest drobnych opisów – jak choćby mój ulubiony tekst o mokrym śniegu przyklejającym się do sukni Matki Jemioły – które urealniają narrację. Tworzą z niej namacalną, pełną szczegółów opowieść, która wkrada się pod powieki wyrazistymi kadrami i sprawia, że przenosimy się z kanapy, łóżka, fotela, czy gdziekolwiek czytamy, do miejsc, w których dzieje się akcja – błotnistych szlaków na Kujawach, zimnej katedry Wawelskiej, Smoczej Jamy, gęstych borów Matecznika czy Zielonej Groty.
Nie wiem jak inni, ale ja uwielbiam czytać tak, by znaleźć się w innym świecie. Możliwie mocno różniącym się od tego, co otacza mnie na co dzień.
Elżbieta Cherezińska kocha Piastów – to wiedzą wszyscy, którzy sięgają po jej książki. Albo wiedzą wcześniej, albo odkrywają to po kilku rozdziałach. Tak snuć opowieść może tylko ktoś, kogo temat fascynuje i oczarowuje. Ale to nie jest zwykłe opisywanie zdarzeń. Król XYZ nakopał do rzyci książątku takiemu a takiemu. Autorka niezwykle plastycznie buduje przestrzenne emocje, a obrazy, dźwięki, zapachy splatają się tu w jedno wspaniałe przedstawienie historii niełatwej, bogatej, naszej.
"Odrodzone Królestwo" Elżiety Cherezińskiej to mocno wciągająca, uzależniająca, frapująca i otwierająca oczy powieść, obok której nie można przejść obojętnie, ja nie potrafiłam, a historii w szkole naprawdę szczerze nie lubiłam.
Czy ta książka się wyróżnia na tle innych? Tak! Tak, tak, po stokroć tak. Gdyby tak mnie uczono historii, to kto wie? Może i studia historyczne bym jakieś skończyła.
Czy ta książka się wyróżnia na tle innych książek Cherezińskiej? Nie. NA SZCZĘŚCIE NIE. Jest doskonale spójna z innymi tomami serii, wspaniale kontynuuje opowieść, wciąga, zachwyca, uzależnia. Zadaje pytania i zmusza do szukania odpowiedzi. Cały cykl „Odrodzone Królestwo” jest znakomicie, lekko napisany, to świetny przykład popularnej literatury historycznej.
Nie lubię porównań, ale...
A gdyby tak „Grę o Tron” porównać z „Odrzodzonym Królestwem”. Hmmm... George R.R. Martin pisał źle, pisał tak, że albo zęby bolały jego, jak pisał, albo mnie jak próbowałam czytać, a oglądało się genialnie. Z Cherezińską bałabym się, że będzie dokładnie na odwrót.
Co mi, kolokwialnie rzecz ujmując, nie siadło.
Ha, to jest temat, który czuję, że muszę poruszyć, choć, jak zaznaczyłam na wstępie – jestem fanatyczką i wiernym podnóżkiem twórczości Elżbiety Cherezińskiej.
Ale spokojnie – resztę fanatyków uspokajam, że nie pykły tylko trzy, a w zasadzie dwie i pół rzeczy. Więc w sumie jak na 803 strony, to nie warto o tym wspominać.
- MYLĄCY TYTUŁ
Nie będę odkrywcza, pisząc, że tytuł może lekko wprowadzać w błąd. Nie stałych czytelników, którzy przeczytali już 4 wcześniejsze tomy, lecz tych nowych, którzy usłyszą, że Cherezińska jest git i wartałoby po nią sięgnąć. Ci, którzy chwytają za Cherezińską z okresu rozbicia dzielnicowego po raz pierwszy mogą się nieco zdziwić, bo pod tym samym tytułem jest cały cykl... I w księgarni, prosząc o Odrodzone Królestwo, mogą dostać jedynie 5 tom, który jako rozpoczęcie serii może nie zachęcić – przykładem najlepszym moja Siostra. Rzuciła się heroicznie na 5-ty tom i nie rozpalił w niej namiętności. Będę pracować nad nią poprzednimi tomami ;)
Przypominam, że wszystkie tomy cyklu Odrodzonego Królestwa to:
- „Korona śniegu i krwi”
- „Niewidzialna Korona”
- „Płomienna Korona”
- „Wojenna Korona”
- „Odrodzone Królestwo”
- GDZIE HERALDYCZNE ZWIERZAKI?
Coś, co poprzednim tomom nadawało ciekawego smaczku z pogranicza fantastyki, było ożywienie heraldycznych zwierząt z proporców i chorągwi – płomienistej orlicy, smoków – w tym tych za murem, lwów i reszty menażerii. W piątym tomie jest tej magii zdecydowanie mniej – w zasadzie na palcach Jednorękiego można by policzyć momenty, w których są opisane zachowania zwierząt herbowych – co w poprzednich częściach cyklu było mocno eksponowane i dodawało pogańskiego smaczku całej historii.
- MNIE BRAKUJE ILUSTRACJI
Nie takich całostronicowych, ale drobnych szkiców – choćby otwierających każdy rozdział. Nie dodałoby to jakoś bardzo objętości książce, a skoro i tak jest podział „co rozdział to osoba”, to dodanie znaków heraldycznych wydaje się niezłym pomysłem. Może w następnych edycjach, co, panie i panowie z Wydawnictwa? Da się coś z tym zrobić?
Recenzja napisana przez moją siostrę, Monikę Turską. Poprosiłam ją o to, jako, że faktycznie zaczynanie Cherezińskiej od tomu ostatniego mija się z celem.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl