„Punkty zapalne” to powieść z misternie utkaną, wielowątkową fabułą, której trzon stanowią dwa, prowadzone równolegle śledztwa. Zabójstwo muzułmańskiego małżeństwa, jakkolwiek brutalne nie budzi w czytelniku tak wielkich emocji jak zaginięcie pięcioletniej dziewczynki, córki polskich emigrantów, Izy Wolańskiej. Żmudne policyjne śledztwo, którego stajemy się uczestnikami, na pewnym etapie pozwala snuć przypuszczenia, że obydwie sprawy są ze sobą powiązane. Czym kierował się sprawca? Jaki jest motyw jego działań? Choć tropów i poszlak, również tych mylnych, będzie mnóstwo, wraz z komisarzem Davidem Redfernem, Puszką i resztą ekipy śledczych z Woking rozwiążemy tę kryminalną zagadkę.
Anna Rozenberg w drugim tomie serii kontynuuje również niedomknięte w „Maskach pośmiertnych” wątki. Tajemnicze zaginięcie Marty Sokolińskiej, a także Palacz, który w „Punktach zapalnych” posuwa się o krok dalej i zagraża już nie tylko komisarzowi, ale również osobom z jego otoczenia, wciąż spędzają Redfernowi sen z powiek. Główny bohater coraz bardziej się przed nami odsłania. Poznajemy wiele szczegółów z jego przeszłości. Bolesnych zdarzeń i doświadczeń, które go ukształtowały i wciąż głęboko w nim tkwią.
Pod głównym nurtem fabularnych zdarzeń kryją się spostrzeżenia Autorki dotyczące emigracji: „Emigracja powojenna, ta napędzana strachem, scalała ludzi. (...) w emigracji dwudziestego pierwszego wieku nie było miejsca na polską gościnność, na którą nikt w pogoni za funtem nie miał czasu.”, czy starości: „ (…) starość to stan pogłębiającej się samotności. Jak drzewo na skraju lasu, które z biegiem lat ma do zaoferowania światu coraz mniej – już nie szum liści, a trzeszczenie pnia, nie potęgę, a zgrabiałe gałęzie”.
Anna Rozenberg pokazuje trudności z jakimi muszą mierzyć się polscy emigranci, uświadamia nam jak wiele pokazujemy w mediach społecznościowych, zyskując z jednej strony złudne poczucie sympatii, zrozumienia i wsparcia, z drugiej narażając siebie i swoich bliskich na niebezpieczeństwo.
Choć „Punkty zapalne” to przejmująco smutna historia, w której zaczyna pobrzmiewać samotność głównego bohatera, to nieco humoru wnosi do niej postać Bohdana Siwiaszczyka, czy pupil Redferna - Bandit.
Po raz kolejny Autorka udowadnia, że jak nikt potrafi stworzyć porywającą powieść osadzoną we współczesności, ale czerpiącą z klasycznego kryminału. „Punkty zapalne” to atrakcyjna fabuła, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Rozenberg zachowała idealne proporcje pomiędzy wątkami kryminalnymi oraz społeczno – obyczajowymi. Po raz kolejny świetnie oddała klimat brytyjskiej prowincji. Stworzyła realnych, wyrazistych, zapadający w pamięć bohaterów. Drobiazgowo opisała skomplikowane policyjne śledztwo, które podobnie jak w „Maskach...” stanowi grę zespołową. Na koniec zaserwowała nam spektakularny i logiczny finał.
Jestem fanką pióra Anny Rozenberg. Trwam w zachwycie nad jej dojrzałym stylem i biegłością językową. Redfern, ten najbardziej ludzki i wrażliwy spośród policjantów jakich dane mi było spotkać na kartach powieści, skradł moje serce. Aniu, chapeau bas.