[ reklama ] @editio.red
“Maverick Holmes zdaje się szczery. Ma otwartą twarz, na której widać każdą emocję, i może to z mojej strony naiwne, ale chcę mu ufać”.
Chyba każdy ma książki, do których często wraca myślami. Takie, które na każde wspomnienie wywołują uśmiech na twarzy i motyle w brzuchu. Takie, przy których przeżyło się niezliczoną ilość emocji. Takie, które po prostu kochamy. Dla mnie “Puck Luck” jest właśnie taką książką. Ilekroć do niej wracam, czuję się, jakbym przeżywała wszystko na nowo.
Historia zaczyna się w momencie, gdy Daphne obejmuje stanowisko pomocniczki kucharza w restauracji w Edmonton. Na polecenie szefa, choć nie powinna, przygotowuje kolację dla potencjalnego nabywcy lokalu.
Nieświadoma konsekwencji, używa do deseru truskawek, na które mężczyzna okazuje się uczulony. Pech chce, że owym gościem jest Maveric Holmes – bramkarz Nafciarzy. To jedno niefortunne zdarzenie sprawia, że Daphne staje się najbardziej znienawidzoną osobą w mieście.
“Zrobię wiele, żeby wyplątać się z tej kabały. Naprawdę nie chcę tracić mojego obywatelstwa”.
Daphne straciła pracę, a w sieci wylała się na nią fala hejtu. Na szczęście Maverick czuł się współodpowiedzialny za całe zamieszanie. Mężczyzna składa jej nietypową propozycję pracy, chce, by codziennie przygotowywała dla niego posiłki. No i wiecie, mamy tu najlepsze co może być czyli 𝐡𝐞 𝐟𝐚𝐥𝐥𝐬 𝐟𝐢𝐫𝐬𝐭… Jak to się mówi? Przez żołądek do serca? Choć ich historii nie da się lepiej ująć niż słowami z okładki – "to była miłość od pierwszego wstrząsu anafilaktycznego".
“Puck Luck” to książka pełna ciepła i humoru, w której nie brakuje też subtelnej pikanterii. Jest ich naprawdę niewiele, więc jeśli nie lubicie takich momentów, to nie macie się czego obawiać. To nie tylko opowieść o rodzącym się uczuciu, ale także o lękach, które je komplikują. Daphne nosi w sobie ciężar przeszłości, który nie pozwala jej w pełni zaufać. Wciąż toczy walkę między sercem a rozumem, a choć Maverick daje jej poczucie bezpieczeństwa, w jej głowie wciąż brzmi głos ostrzegający przed zranieniem.
Wszyscy kochajmy Mavericka, serio, ten bohater to definicja zielonej flagi. Troskliwy, wspierający, zawsze gotów pomóc. Trudno znaleźć w nim wadę… no chyba że uznamy za nią niechęć do gotowania i sprzątania. Ale czy to naprawdę problem, skoro w zamian oferuje lojalność, poczucie bezpieczeństwa i mnóstwo czułości? To właśnie taki typ bohatera, którego chciałoby się spotkać w prawdziwym życiu. Ktoś, kto nie tylko kocha, ale też daje przestrzeń, zrozumienie i wsparcie, kiedy jest najbardziej potrzebne.
Relacja Daphne i Mavericka rozwija się spokojnie, a to, co między nimi rośnie, jest autentyczne i co najważniejsze – zdrowe. To jedna z najpiękniejszych historii, jakie czytałam. Nie ma tu miejsca na toksyczne zachowania czy niezdrową zazdrość. Pojawiają się drobne nieporozumienia, głównie przez lęk Daphne przed otwarciem się, ale żadna relacja nie jest idealna. W ich przypadku rysy są niewielkie i łatwe do naprawienia.
Czytając “Puck Luck”, naprawdę trudno się nudzić. Akcja cały czas pędzi do przodu, a Ludka na każdym zakręcie nas zaskakuje. Raz bawi do łez, innym razem trzyma w napięciu, a czasem przyprawia o szybsze bicie serca. Każdy zwrot akcji jest dobrze przemyślany, a dzięki temu historia angażuje już od pierwszych stron i nie pozwala oderwać się nawet na sekundę. Jedno jest pewne, nie znajdziecie tu monotonii.
Romans hokejowy, a ja jeszcze nie wspomniałam o hokeju… Nafciarze zyskali nowego zawodnika. Jest nim Maddoxa McCrae, który wraz z Maverickiem tworzy duet, przy którym na wyjazdach naprawdę trudno się nudzić. Cała drużyna to banda dużych dzieciaków z biednym, zmęczonym nimi Mikko. Sceny na lodzie są świetnie przedstawione, każda akcja ma swój własny rytm i naprawdę czuć klimat tego sportu.
Więc jeśli szukacie niebanalnej historii z hokejem w tle, koniecznie sięgnijcie po "Puck Luck". Rozłoży Was na drobne kawałki, by później posklejać. To opowieść o tym, że czasem warto zaryzykować i powierzyć komuś swoje serce.