Jak to jest z tą naszą wiedzą o środowisku naturalnym? Czy na pewno je wspaniale znamy? Myślę, że większość z nas po lekturze tej książki może zdać sobie sprawę o ogromie wiedzy, której nigdy nie przyswoiliśmy na dobre. Która gdzieś tam wiruje w powszechnym obiegu, bo przecież zdajemy sobie sprawę w wyniszczającego planetę ludzkiego wpływu, ale jakby na co dzień z tej wiedzy nie korzystamy (lub stosunkowo rzadko). Czyżby nie było to dla nas ważne? A może po prostu mamy braki na poziomie podstawowych informacji o naszej planecie i organizmach tu żyjących?
Ja przynajmniej odczułam ogrom przytłaczających mnie niuansów, na które często nie zwracam uwagi, czy to robiąc zakupy w sklepie, czy po prostu oddając się zautomatyzowanym nawykom funkcjonowania. Jak jednak pokazuje autorka, wszystkiego i w każdym wieku można się dowiedzieć, a na zmianę zachowań nigdy nie jest za późno. A naprawdę warto!
Książka „Ekipa do naprawy świata. Jak dziesięć milionów gatunków staje na głowie, by uratować ci tyłek” to przejmująca lektura o organizmach żywych (i nie tylko) oraz o pięknie wzajemnych związków między ludzkością a naszymi pozostałymi przyjaciółmi. To książka-przypomnienie, w której autorka, profesor biologii konserwatorskiej i bezapelacyjna miłośniczka przyrody, opowiada (z odczuwalną przy tym pasją) o zachwycającym cudzie natury. Dla laika w tych sprawach, moim zdaniem, jest to lektura obowiązkowa. Pozwala poszerzyć swoje horyzonty poznawcze, a styl autorki, lekki i klarowny w wywodach, pozwala na lepsze zrozumienie wielu trudnych mechanizmów i procesów biologicznych. Z każdą stroną czuć troskę pani Sverdrup-Thygeson o odbiorcę, by jak najlepiej zrozumiał swój wkład w to, co dzieje się tu i teraz, na naszych oczach, jak również pozwala nam zajrzeć do różnych krańców świata – paradoksalnie, mimo że jest to lektura, w której mocno czuć amerykańskiego ducha.
Autorka niejednokrotnie tu udowodniła, jak ważna jest dla nas współpraca z przyrodą, o czym często zapominamy. Ba! Cierpimy wręcz powszechnie na ślepotę na zmiany czy też ogromne zaniki pamięci zbiorowej względem środowiska naturalnego, głównie w kontekście tego, jak niegdyś ono wyglądało i jak wielu barw współcześnie mu brakuje. Ponadto jest tu wiele pomieszanych i różnorodnych tematów do przyswojenia, co nie jest szczególnie trudne dzięki odpowiednio snutej narracji w stylu: „czy wiesz, że…” (choć niedosłownie). Z książki możemy się m.in. dowiedzieć:
- czym są skójki i z jakiego powodu są nam potrzebne;
- kto jest naszym „przyjacielem” oczyszczającym wodę z arszeniku?
- dlaczego osy wcale nie są takie złe (a mają raczej kiepski PR);
- skąd tak naprawdę pochodzą wielbłądy?
- co ma wspólnego pewien rodzaj pszczół z drażetkami M&M’s?
I wiele, wiele naprawdę różnych zagwozdek.
Podsumowując, lekturę oceniam bardzo dobrze. Próbowałam się do czegoś przyczepić – np. do szaty graficznej, wykonania książki, jej oprawy, jak i do treści, poszukując braku rzetelności itd. – ale (nie)stety, nic tym razem nie odnalazłam. Z czego się cieszę. I cóż. Jeśli czujesz, że Twoja wiedza z tego zakresu jest niedoskonała, polecam sięgnąć po tę lekturę. Można ją czytać jednym tchem, a można dawkować, szalejąc między rozdziałami achronologicznie.
Uwaga końcowa: lektura nie gwarantuje dobrego samopoczucia, a może wywołać wielokrotne wyrzuty sumienia, złość, smutek i inne niewygodne dla nas uczucia.