Większość swojego czytelniczego życia spędzam nad gonieniem książek, których jeszcze nie przeczytałam, które są cenione, popularne, znane lub nagradzane, które teoretycznie przeczytali wszyscy a ja nie. Liczę je i ustawiam na półkach, by zapomnieć o nich na rzecz nowej historii, która za chwilę zostanie ponownie przeze mnie zapomniana, bo pojawiła się jakaś jeszcze nowsza. W efekcie znam setki książek, ale raczej tylko jako ozdoba mojego pokoju niż konkretna historia. Czasami zapominam nawet o tych najbardziej wartościowych dla mnie. Przypadkowo trafią ponownie w moje ręce, a ja ze zdziwieniem i dozą sentymentu przypominam sobie, że kiedyś w zamierzchłej przeszłości, ta książka znaczyła dla mnie coś więcej. Ale co? – nie pamiętam. W końcu liczą się te nowe i niepoznane historie. Ale czy na pewno?
Harry rozpoczyna swój czwarty rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Rozpoczyna się on niesamowitą niespodzianką dla wszystkich uczniów. A jest nią Turniej Trójmagiczny, który od wielu lat nie miał miejsca w Hogwarcie. Szkoła gości uczniów z innych szkół magii. Jeden reprezentant każdej szkoły ma zmierzyć się z trudnymi i często niebezpiecznymi zadaniami. Harry jest jak wszyscy podekscytowany dobrze zapowiadającą się rywalizacją. Sam nie może wziąć w nim udziału, ponieważ jest jeszcze za młody. Ale czy na pewno tym razem wszystkie ustalone zasady będą przestrzegane? Czy turniej na pewno ma być tylko edukacyjną rozrywką?
Jak sami widzicie po pierwszym akapicie, jestem dość rozgoryczona swoimi małymi osiągnięciami w czytelnictwie. Postanowiłam przestać jak jakiś rajdowiec, czytać nowe książki. Kwiecień jest dla mnie miesiącem powrotu do starych opowieści, które kiedyś tak bardzo uwielbiałam. Jedną z nich jest na pewno mój ukochany cykl o Harrym Potterze. Tym razem ponownie zapoznałam się z częścią, którą kiedyś uważałam za najmniej ciekawą. I o dziwo wcale taka nie była.
Dla tradycji – trzeba oddać hołd stylowi Rowling. To musi być przy recenzji każdego tomu, ponieważ jest po prostu godne podziwu i chciałabym, żeby jak najczęściej wybrzmiewało. Pierwsze trzy części są stosunkowo krótkie przy następnych tomach. "Czara Ognia" zaczyna już wchodzić do kategorii tych literackich cegieł, które czyta się godzinami. Dlatego tutaj już w całej okazałości język, którego używa pisarka, pokazuje swój bardzo wysoki poziom. Czytelnik nie czuje, że przewraca stronę za stroną, że mijają całe długie minuty, które przemieniają się w godziny. Po prostu czas sobie biegnie, a historia wciąga tak bardzo, że nie można poczuć tego upływu czasu. Pasjonujące opisy pozwalają wejść w świat pełen magii i tajemnic, które trzeba rozwiązać. A zapewniam, że cały styl jest mocno rozbudowany i dopracowany pod względem każdego najmniejszego szczególiku.
Historia zaczyna się już rozwijać i tworzyć spójną opowieść z pozostałymi częściami – tymi przeszłymi, a jak później się okazuje i przyszłymi. Nie jest to już tylko kolejny rok w Hogwarcie, gdzie pewnego rodzaju schemat powtarzał się co roku. Tym razem autorka poszła znacznie dalej, a świat poza szkołą okazuje się równie pasjonujący i rozbudowany jak ten dotychczas. Pojedyncze wydarzenia nabierają rozpędu, by nas zaskoczyć lub pozostawić z niedosytem, który zostanie zaspokojony dopiero w następnych tomach. Szybka akcja dotycząca bezpośrednio wydarzeń ważnych i fascynujących przeplata się płynnie ze szkolną rzeczywistością i małymi anegdotkami, które w tak dojmujący sposób znajdują miejsce w sercu czytelników. Nie chcę zbyt dużo powiedzieć, ale dla mnie już sam początek powieści rozpoczyna nową erę – erę mroku, wojny i cierpienia. Jest to przełom w całej historii.
Z każdą następną częścią przywiązuję się coraz bardziej do Harry'ego. Lubię go za jego wyjątkowość, ale też naturalność i pewnego rodzaju normalność. Wszyscy wiemy, że jest tym chłopcem, który przeżył, ale jest też nastolatkiem z typowo nastoletnimi problemami. Tak samo jak każdy ma prawo się zakochać, pokłócić z przyjaciółmi, ulegać trendom i smakować życia. "Czara Ognia" podkreśla to i tym też dodatkowo mnie urzeka. Możemy też ponownie spotkać tutaj Zgredka, którego już nie muszę Wam przedstawiać. Nie ma, co wiele mówić – ubóstwiam tego skrzata domowego! Jego oddanie, wierność, otwarty umysł i poczucie humoru sprawiają, że obserwuję jego poczynania z oczarowaniem.
Mam za sobą kolejną część, choć tak naprawdę od czasu "Czary Ognia" przeczytałam już ponownie dwa kolejne tomy. Cieszę się, że oddałam się tej historii całym sercem i że postanowiłam przestać gnać i spojrzeć na nią jeszcze raz po tych wszystkich latach. Jestem zszokowano, ale i bardzo pocieszona, że w odbiorze tej książki tak mało się zmieniło. Gdy czytałam ją po raz pierwszy, byłam w podstawówce. Z mojej perspektywy są to wręcz wieki, wyblakłe wspomnienie. Dobrze wiedzieć, że te wspomnienie nadal trwa.