Ooooojjjjj.... pomanipulować Wami trochę? Po tej lekturze wiem co nieco o tym, jak sprawić, by po szperaniu w czeluściach Internetu zaczepić Czytelnikowi wredną myśl, która wykiełkuje w jego głowie do hasła "bardzo, bardzo, bardzo chcę mieć tę rzecz" lub do motta "od zawsze tak myślałam, ale nie umiałam tak trafnie ująć tego w słowa!". Czuję się też na siłach spróbować wepchnąć Wam tuzin niepotrzebnych i bezużytecznych rzeczy, które gdy wyświetlą się Wam tryliard razy jako "przypadkowa" reklama gdzieś po boku ekranu postanowicie posiąść na własność.
Cóż... Układ nerwowy łatwo oszukać. Nieraz wypluwa do krwi miliony cząsteczek neurotransmiterów, byśmy się kimś zauroczyli (autokorekta- i słusznie- poprawia mi ten wyraz na "zamroczyli"). Ale czy każdy obiekt westchnień wart jest zwarcia z nim szeregów w bezwzględnej walce o przetrwanie gatunku? No nie! Tak jak nie każda kurtka wyświetlona w internecie bije na głowę jakością i designem pozostałe. Tak jak nie każda książka (sic!) reklamowana niby mimochodem podczas przeglądania wiadomości wypełniona jest treścią merytoryczną, błyskotliwą i... potrzebną.
Jak upchnąć bubel? Popracować nad pradawną potrzebą ludzkiego układu nerwowego- potrzebą przynależności do grupy (stada, koczowiska, obozowiska, partii politycznej, klasy w szkole, graczy w Tibię). A jeśli nie czuję potrzeby przynależności do nowej grupy? Jeśli osiągam komfort, szczęście, poczucie bezpieczeństwa, zen i mam górę świetnych książek pod ręką w turbowygodnym fotelu? Wtedy bombrrujcie mnie reklamami, ogłoszeniami, przekazami podprogowymi... Po co? Bo musicie stworzyć mi nową grupę- do której nie chciałabym należeć, gdybym o jej istnieniu wciąż nie wiedziała. Bo jest mi też do szczęścia ani niczego innego absolutnie niepotrzebna. To grupa na waszych zasadach- posiadaczy torebki za sto milionów, kierowców czerwonych kabrioletów, klikaczy danej strony Internetowej czy lajkujących posty na instagramie (prawdę mówiąc nie wiem czy tam się lajkuje cokolwiek). Repetitio est mater studiorum (łac. powtarzanie jest matką wiedzy), w moim ekstrawaganckim tłumaczeniu: zbombarduj mnie reklamą w Internecie tyle razy, żebym uznała tę rzecz za niezbędny element mojego otoczenia.
Neuromarketing w internecie. Szykowny tytuł książki o e-manipulacji. Ojjjj warto. Znajdziecie tam dużo więcej niż zarysowałam powyżej. Lepiej wydać na tę książkę i oszczędzić na niepotrzebnych zakupach w sieci niż odwrotnie.
Z poczucia moralnego obowiązku recenzenta: Czuć trochę narrację zza oceanu, język i styl są znośne, tłumaczenie poprawne, objętość wystarczająca.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl. Dziękuję, mój portfel jest Wam wdzięczny!