"Bo bez względu na to, jak szybko uciekasz, przeszłość zawsze cię dogoni".
Po lekturze "Gniazda" nie wyobrażam sobie lepszego tytułu dla tej książki. Dwupłaszczyznowy, bo odnoszący się bezpośrednio do niezwykle istotnego elementu fabularnego przedstawionej historii i symboliczny, mający kolosalne znaczenie dla jej warstwy psychologicznej. Takie debiuty utwierdzają mnie w przekonaniu, że na naszym rodzimym rynku nie brakuje utalentowanych twórców thrillera z kryminalnym sznytem.
Anna Stańczyk to rodowita zielonogórzanka, będąca z wykształcenie socjologiem, a pracująca jako grafik dtp. Jest autorką opowiadań, samodzielnie wydała także powieść dla dzieci. Jej ulubione książkowe klimaty to niedopowiedzenia i tajemnice. Miłośniczka fantastyki, kryminałów, gier komputerowych i ciężkich brzmień. Głaszcze koty.
Dwa lata temu Majka Leśniewicz uległa poważnemu wypadkowi, który zapoczątkował u niej stres pourazowy. Obecnie wraz z mężem i dwójką przyjaciół wraca na miejsce wspinaczki, by stawić czoło własnym demonom i definitywnie rozprawić się z traumą niszczącą jej życie. Niespodziewanie, podczas imprezy pod zamkiem, Majka znika. W jej poszukiwania angażuje się lokalna policjantka – sierżant Sara Wilczek, która odkrywa pewną nić łączącą przeszłość ze zniknięciem kobiety
Takie debiuty lubię – dopracowane, z inteligentną intrygą, końcowym twistem i wyczuwalną płaszczyzną psychologiczną. Anna Stańczyk oddaje bowiem w ręce czytelników rozrywkę kryminalną, w której główną rolę odgrywają przeszłość i teraźniejszość zaplątane w oparach śmierci. W fabule tej książki nic nie jest oczywiste, a akcja rozkręcająca się powoli, buduje odpowiednie napięcie, tak istotne w tego typu gatunku.
Autorka zaprasza czytelników w podróż po czasie i przestrzeni, gdyż za pomocą mieszania ze sobą kilku planów czasowych, odsłania powody, dla których zaginęła protagonistka. Przenosząc się z Podzamcza roku 2019 do Poznania lat 2012, 2017 i 2018, ukazuje losy Majki, a fundując wycieczkę daleko wstecz, bo do 1994 r., odkrywa karty mrocznej przeszłości. Takie budowanie fabuły na kilku płaszczyznach czasowych to zabieg, który w przypadku "Gniazda" sprawdził się idealnie, gdyż buduje napięcie towarzyszące lekturze, a do tego wywołuje w głowie czytelnika powstawanie szeregu teorii na temat prawdopodobnego finału tej historii.
"Gniazdo" to także piękne miejsca, jakie autorka zanurza w kryminalnym sosie połączone z ukazaniem pasji do wspinaczki górskiej. Czytelnik poznaje bowiem Ogrodzieniec, Podzamcze, czy też Studzieniec. Te jurajskie klimaty mające w sobie pewien magiczny pierwiastek zostają wzbogacone o pewien zaskakujący nadprzyrodzony element, który na długo zostaje w pamięci, a bezsprzecznie związany jest z tytułem tej powieści. Poza tym z książki tej można także dowiedzieć się, że "wspinacze to straszne świry".
Debiut Anny Stańczyk to solidna porcja kryminalnej rozrywki, którą można sobie zapewnić w ciągu jednego, dłuższego wieczoru. To książka, w której przeszłość zderza się z teraźniejszością, fundując czytelnikowi nie lada atrakcje. Podoba mi się skondensowany styl pisania autorki i jej umiejętność stworzenia nieco psychodelicznego klimatu. "Gniazdo" w pełnej krasie poleca się na jesień.