Kiedy przeczytałam, opis Legendy ludowej to wiedziałam, że jest to lektura dla mnie. Uwielbiam słowiański klimat, zabobony oraz połączenie fantastyki i kryminału. Kiedy tylko ją otrzymałam, od razu zabrałam się za lekturę.
Wisłowice to osobliwe miejsce – żarliwa wiara katolicka miesza się tu z pogańskimi praktykami i zabobonami, nocą za oknami słychać stukot czarcich kopyt, a mieszkańcy wsi wciąż korzystają z usług medycznych mieszkającej w leśnej głuszy Zielarki. Jedynym współczesnym elementem lokalnych gospodarstw jest sprowadzony z konieczności do wisłowickich domów telefon. Gdy pewnego dnia zadzwoni w domu państwa Sosnów, ich spokojne życie zmieni się nie do poznania…
Jedna z mieszkanek wsi zostaje znaleziona nieprzytomna, a obrażenia na jej ciele sugerują atak wilkołaka. Niedługo później napastnik uderza ponownie, a sołtys Wiktor Nałęcki, sceptyczny wobec ludowych wierzeń, postanawia zgłosić sprawę do miejskich organów ścigania. Ta decyzja wzbudza mieszane uczucia, miastowi nie cieszą się w Wisłowicach zaufaniem. Do rozwiązania sprawy Wilkołaka z Wisłowic przybywa ekscentryczny komisarz Radzkin. Szybko okazuje się, że obawy mieszkańców były uzasadnione. Rozpoczyna się polowanie na czarownice… dosłownie.
Karolina Derkacz wychowała się w małej wsi na Lubelszczyźnie. Od dziecka czuła potrzebę tworzenia nowych historii. W szkole podstawowej pisywała scenariusze przedstawień, w liceum próbowała swoich sił w kinematografii, mając do dyspozycji jedynie pożyczoną kamerę oraz stary dom dziadka. Mimo tych skromnych możliwości jej film Szkice krwią został wyróżniony w ogólnopolskim konkursie. Kolejne pomysły na historie były jednak znacznie bardziej złożone. Postanowiła więc realizować swoje twórcze zapędy poprzez prozę, gdyż na papierze ogranicza nas jedynie wyobraźnia.
Legenda ludowa to debiut Karoliny Derkacz i jednocześnie początek serii Cuda Wianki. Autorka zabiera nas do Wisłowic, wsi, gdzie wszyscy się znają, a plotki rozchodzą się z prędkością światła. Bardzo lubię motyw małej zamkniętej społeczności. Naprawdę można poczuć wiejski klimat sprzed lat. Bohaterowie nie ufają obcym oraz nowoczesnym technologią. Jest lektura pełna absurdalnych i przerysowanych zachowań, które w głównej mierze bawią i sprawiają, że na pewno nie raz się uśmiechniecie podczas lektury. Pełna humoru i nieco głupiutkich postaci opowieść oczarowała mnie mieszanką fantastyki i kryminału.
Całość przypomina mi trochę mieszankę książek Aleksandry Rumin oraz Kariny Bonowicz. Jeśli lubicie książki tych autorek, to gwarantuję, że Legenda ludowa również przypadnie wam do gustu. Ma ona sobie także coś z komedii kryminalnej. Myślę, że Karolinie Derkacz udało się dobrze zmiksować kilka gatunków. Całość jest ciekawie napisana, a lekki język przyśpiesza czytanie. Jedynym minusem w tej historii jest mała ilość słowiańskiej mitologii — mało wierzeń czy też stworzeń. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach dostaniemy tego więcej. Ja już nie mogę się doczekać drugiego tomu. Idealnie sprawdzi się jako lektura na relaks. Mam jedynie zastrzeżenia do wydania — wiem, że jest to dosyć długa książka, ale szkoda, że tak bardzo starało się ją okroić i zaoszczędzić miejsca (przez co marginesów prawie nie ma). Nieco większy format i byłaby ona bardziej estetyczna i wygodniejsza do czytania.