Lubisz wiejskie klimaty? Małe miejscowości, w których każdy każdego zna? Jeżeli tak, Legenda ludowa jest powieścią, po którą musisz sięgnąć. Przyznam, że początkowo nie podchodziłam do niej poważnie. Umieściłam ją na półce i tak sobie siedziała, czekała na swoją kolej, choć po prawdzie w planach jej nie miałam. W końcu spontanicznie postanowiłam po nią sięgnąć i kompletnie tego nie żałuję. Bawiłam się przy niej świetnie!
Wisłowice są malutką wiejską miejscowością, w której każdy każdego zna. Autorka wyolbrzymiła wszystkie ludzkie przywary, nadając powieści lekko karykaturalny wydźwięk. Nasi bohaterowie notorycznie o wszystkich plotkują, uśmiechają się do siebie, by za chwilę zmieszać się z błotem. Duże znaczenie ma, co myślą inni i najważniejsze to sprawiać pozory kulturalnych, dobrze wychowanych ludzi. Natomiast w domu, za zamkniętymi drzwiami nie ma ludzi idealnych. Życie naszych bohaterów jest proste do momentu, aż jedna z dziewcząt – Anżelika, nie zostaje zaatakowana przez… wilkołaka. Oczywiście nikt nie wie, kto naprawdę zaatakował dziewczynę, jednak wszystkie ślady wskazują właśnie na tego stwora. Na Wisłowice pada strach, a wraz z kolejnym atakiem, sołtys (swoją drogą znienawidzony przez wszystkich mieszkańców) sprowadza pomoc – komisarza Rackiego. Przedstawiciel prawa jest człowiekiem, który zdecydowanie nadużywa swoich służbowych przywilejów, siejąc w malutkiej miejscowości policyjny terror.
W powieści jest masa przekomicznych sytuacji oraz bohaterów, którzy nie raz sprawią, że się zaśmiejemy, a uśmiech nie będzie znikał z naszej twarzy. No może na moment… Albo dwa… Zdecydowanie nie jest to powieść, do której powinniśmy podchodzić poważnie. Myślę, że nie jeden z nas wielokrotnie mógłby przewracać oczami na to, co dzieje się w Wisłowicach. Mieszkańcy po wodę chodzą do studni, korzystają z wychodka i wierzą w istoty nadprzyrodzone. Przybyły komisarz jest w szoku, gdy odkrywa jak żyją mieszkańcy.
Akcja powieści dzieje się dość powoli, a można powiedzieć, że niespecjalnie się toczy. Lekko byłam zaskoczona, ponieważ sprawa z atakami wilkołaka ciągnie się i ciągnie, a nasi bohaterowie nie bardzo przybliżają się do jej rozwiązania. Ale czy się nudziłam? Ani przez moment! Pozornie zwykłe życie mieszkańców zostało tak cudownie przedstawione, że nawet zwykłe ploteczki potrafiły przykuć uwagę. Rodzina Sosnów, czyli nasi głównie bohaterowie, są stereotypowi do bólu. Zdzisław Sosna to porządny obywatel, który zawsze pomoże sąsiadom w potrzebie (tak jak i sąsiedzi pomogą jemu). Stara się unikać plotek i nie oceniać nikogo bez dowodów. Bardzo pracowity i mocno stąpający po ziemi człowiek. Zupełnym przeciwieństwem jest jego żona Jadwiga. Kobieta kocha plotki i nie ma dnia, by czegoś nie skomentowała. Jest bardzo zazdrosna o męża, bardzo dużo narzeka i to dosłownie na wszystko. Jest jeszcze nastoletnia córka Barbara, która nie ma ochoty szyć i haftować, a zamiast tego wolałaby pomagać ojcu. Odważna i zadziorna dziewczyna często spiera się ze swoją mamą. Uśmiech na twarzy wywoływały ich pozornie zwykłe rozmowy przy stole.
Książka jest bardzo ciepłą, przyjemną lekturą pełną śmiechu. Przesłuchałam swoją w audiobooku i naprawdę świetnie mi się jej słuchało. Uśmiech praktycznie nie znikał z mojej twarzy, a kolejne sceny bardzo mnie ciekawiły. Zakończenie troszeczkę mnie zmęczyło. Miałam poczucie, że wydarzyło się tam w krótkim czasie bardzo dużo rzeczy i niestety poczułam lekki przesyt. Poza tym naprawdę nie mam się do czego przyczepić.