Wybierając tę lekturę miałem dwa cele. Przyjrzeć się warsztatowi pisarskiemu pana Czornyja, czy jak tam się odmienia to rosyjskie nazwisko, ale też upewnić się, że nowo wydawane książki o obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu są tylko niewiele wartym literacko i historycznie epatowaniem czytelnika obrzydliwościami.
Głównym bohaterem (sic!) swojej książki Max Czornyj uczynił Josepha Mengele, zwanego przez więźniów Aniołem Śmierci, zbrodniarza hitlerowskiego, dokonującego selekcji na rampie obozu oświęcimskiego, co oznaczało śmierć dziesiątków tysięcy ludzi oraz dokonującego potwornych eksperymentów medycznych/pseudomedycznych na ludziach, często bez jakiegokolwiek znieczulenia. Mengele miał dość rozległe zainteresowania, ale głównie intrygowały go rodzeństwa bliźniacze. Trzecia Rzesza potrzebowała mięsa armatniego, więc gdyby prawie każda ciąża niemieckiej kobiety była mnoga, Niemcy staliby się nie do pokonania.
Opracowałem jedenaście metod sporządzania łatwopalnej mazi. Do badań pozyskałem trzydzieści trzy osoby, dokładnie po trzy na każdą próbkę. To ważne, gdyż jak pewnie pamiętasz, co do zasady właśnie trzy ciała mieszczą się naraz w jednej komorze pieca krematoryjnego. Z wyjątkową starannością zająłem się odpowiednim dobraniem więźniów. Wyniki eksperymentu mogłyby być zaburzone przez rozbieżności w wielkości tkanki tłuszczowej, płeć albo budowę kostną poszczególnych osób. Zakwalifikowałem je do odpowiednich grup, a następnie przypisałem do konkretnych próbek mazi. Ze względów proceduralnych na spopielenie wszystkich ciał będę musiał czekać cztery dni. Obawiam się, że na rezultat badania będą miały wpływ różnice temperatury panującej na zewnątrz krematorium, ciśnienie oraz wilgotność powietrza. Na szczęście nadszedł wyż, który ma utrzymywać podobne warunki przez kilka najbliższych dób.
Czornyj napisał fikcyjny pamiętnik Josepha Mengele, obsadzając go w roli narratora. Książkowy Mengele opowiada o swoim życiu, początkowo z powodów naiwnie uproszczonych (rozmowa z ważnym szpiclem nasłanym z Berlina), od dzieciństwa do śmierci. Opowiada w mocno emocjonujący sposób, ale po przyjrzeniu się bliżej, okazuje się, że realnych, udokumentowanych faktów więcej jest zapewne w Wikipedii.
Opuścili mnie wszyscy, na których mogłem polegać. Rodzina, przyjaciele, żona. W zamian opiekę roztoczyła nade mną organizacja wojennych kamratów. Domyślam się, że tworzą ją byli członkowie SS, którzy pozostają w ukryciu. Słyszałem o dziesiątkach oficerów oraz towarzyszy partyjnych, którzy wyemigrowali do Ameryki Południowej. Te raz mam podążyć ich śladem. Przygotowania do mojej ucieczki zajęły kilka miesięcy. Przez ten czas dostałem sporo gotówki oraz nawiązałem kilka kontaktów.
Joseph Mengele nigdy nie stanął na ławie oskarżonych w procesach niemieckich zbrodniarzy wojennych i ludobójców. Dzięki pomocy katolickiego biskupa, Aloisa Hudala, uciekł do Argentyny. Później przeniósł się do Paragwaju, a następnie Brazylii, gdzie zmarł na udar mózgu w 1979 roku podczas relaksującej kąpieli w oceanie.
Jeśli ktoś uwielbia ten dreszczyk wstrętu i obrzydzenia podczas czytania o makabrycznych operacjach, to trochę ich w książce znajdzie. Poza tym jest bezwartościowa, a warsztat pisarski autora uważam za dość przeciętny; może nie całkiem zły, ale na kolana nie powala. To będzie raczej ostatnie moje spotkanie z twórczością Maxa Czornyja.