Muszę przyznać, że sięgnęłam po tę książkę zupełnie przypadkiem. Moja córka przyniosła z biblioteki kilkanaście książek, dla siebie, dla swoich dzieci, dla mnie i dla mojej mamy. Właśnie to miała być książka dla naszej seniorki, lecz ja oczywiście zainteresowałam się nastrojową okładką, zajrzałam do środka... no i przepadłam. Nie żałuję jednak chwil spędzonych z tą lekturą. Niektórzy piszą, że to takie tylko babskie czytadło, no może i tak, lecz czasem warto przeczytać takie właśnie kobiece historie aby naładować swoje pozytywne baterie na jakiś czas.
Anna nie potrafi się pogodzić ze stratą ukochanego męża. Zaniedbuje dzieci, zamyka się w sypialni i nie docierają do niej żadne rady Magdy, jej siostry siostry, która przyleciała ze Stanów aby ją wesprzeć w nieszczęściu. Mąż Anny zginął w wypadku samochodowym, lecz nie to jest najgorsze, okazało się, że samochodem tym jechała razem z mężem Ani jego kochanka... dlatego tak trudno jest się pozbierać po tej całej tragedii.
Za namową siostry kobieta postanowiła wyjechać z Warszawy razem z dziećmi na Podlasie, do rodzinnych Bujan. Nie jest to taki zwykły wyjazd na wakacje, Anna zastanawia się nawet nad tym, żeby przeprowadzić się tam na stałe. Nie mówi o tym jeszcze nikomu, gdyż właściwie to sama nie wie co byłoby najlepsze dla niej i dzieci. Okazało się, że do Bujan wróciła jakiś czas temu jej przyjaciółka i prowadzi klinikę weterynaryjną po ojcu. Powoli Anna zapomina o swojej tragedii poznając problemy mieszkańców. Rodzice bardzo się cieszą z ich wizyty, starają się nie ingerować w życie córki, lecz ona zauważa, że nie wszystko jest tak jak powinno. Rodzice skrywają przed nią rodzinne tajemnice, Anna postanawia dowiedzieć się o co chodzi.
Autorka tak pięknie opisuje przyrodę i mieszkańców tego regionu, że aż chciałoby się tam być. Oczami wyobraźni widziałam te piękne rośliny oraz tytułowy bluszcz oplatający werandę w domu rodziców Anny.
Przyjeżdżając tu, miała nadzieję zacząć wszystko od początku, jednak teraz już nie była pewna, czy ten początek powinien sięgać aż tak daleko wstecz.
Czytając opisy Podlasia, zwyczajów oraz potraw, to aż ślinka po brodzie niemal leci, tak chciałoby się spróbować tych regionalnych przysmaków, ja co prawda nie byłam w tamtym regionie, owszem kilkakrotnie przejeżdżałam przez te tereny, ale na dłużej nie było okazji. Myślę jednak, że latem wybiorę się z mężem na zwiedzanie Podlasia.
Dobrze jest czasem oderwać się od rzeczywistości i wyjechać gdzieś w Bieszczady - zawsze się tak mówiło. A może zmienić to na Podlasie. Również pasuje i również może być bardzo dobrym sposobem na dystans do problemów.
Zdała sobie też nagle sprawę, że niemal dla nikogo tu nie jest obca. Znów stała się tutejsza. Swoja. Prowincjonalna tak jak oni.
Książka bardzo ciepła, klimatyczna, pełna miłych emocji. Pokazująca nam, że życie w prowincjonalnym, małym miasteczku może być również ciekawe, że wszystko zależy od nas. Sama mieszkam w takim miasteczku i wiem, że przyjezdni są zachwyceni tym miejscem, które dla nas, mieszkańców jest normalnością.