Znakomicie napisany reportaż Łazarewicza o głośnej sprawie śmierci Stanisław Pyjasa, studenta polonistyki UJ w maju 1977 r.; zwłoki z licznymi obrażeniami znaleziono na parterze domu przy Szewskiej. Ta śmierć była jednym z mitów założycielskich polskiej opozycji politycznej. Bo od razu przyjęto wersję, że Pyjas, mający kontakty z opozycją i będący wcześniej adresatem gróźb ubecji, został pobity i zabity przez SB.
Może największą wartością książki jest skrupulatnie opisany proces tworzenia mitu męczeńskiej śmierci studenta. Łazarewicz z wielką dokładnością odtwarza kulisy całego wydarzenia, dociera do uczestników wydarzeń, relacjonuje liczne opinie, śledztwa i ekspertyzy.
Właściwie to wersja o śmierci z rąk SB oparta jest głównie na świadectwie Bronisława Wildsteina, który widział w prosektorium ciało kolegi i orzekł, że został dotkliwie pobity, a potem już poleciało. Ale Wildstein to nie był żaden specjalista.
W czasie PRL-u władze forsowały tezę o upadku pijanego Pyjasa z wysokiej klatki schodowej, ale ekspertyzy medyczne nie przesądzały sprawy. W wolnej Polsce było bardzo wiele śledztw na temat tej śmierci, żadne nie zakończyło się sukcesem – wszystkie zostały umorzone. W pewnym momencie czytanie o kolejnych śledztwach zaczyna nużyć, za dużo tego. Chce się zakrzyknąć: ciszej nad tą trumną!
Przełomem w sprawie była ekspertyza czołowych medyków sądowych przeprowadzona w 2010 r., po ekshumacji zwłok. Ustalono, że Pyjas miał złamaną kość udową, to obrażenie mogło powstać jedynie w wyniku upadku z dużej wysokości, a nie w wyniku pobicia. Wtedy to najbardziej prawdopodobną wersją stał się upadek pijanego Pyjasa z drugiego piętra na posadzkę. Ta wersja została kategorycznie odrzucona przez rodzinę zmarłego i jego przyjaciół – wciąż forsowali wersję o pobiciu i zabiciu przez SB.
W międzyczasie pojawiły się w Krakowie tablice pamiątkowe mówiące o tym, że Pyjas został zabity przez SB. A w 2019 r. powstał pomnik Pyjasa, z napisem: „został zamordowany przez Służbę Bezpieczeństwa”. No cóż, mit żyje i ma się dobrze, nie pierwszy i nie ostatni. Jak kiedyś powiedział antropolog Ludwik Stomma: „W starciu z ideologią empiria jest bez szans”.
Jest to też książka o trzech przyjaciołach: Pyjasie, Maleszce, Wildsteinie, którzy w czasie studiów byli jak bracia. Pierwszy z nich od dawna nie żyje, drugi od 1976 r., przez kilkanaście lat był tajnym agentem ubecji donoszącym na kolegów. W tym czasie stał się żywą legendą opozycji w Krakowie, znakomitym dziennikarzem, od którego inni uczyli się zawodu. Dla Wildsteina, obecnie prawicowego publicysty, wiadomość o zdradzie Maleszki była olbrzymim szokiem, nie wiem, czy do dziś się z niego otrząsnął.
Sprawa jest do dzisiaj nie do końca jasna, każdy może mieć o niej swoje zdanie. Osobiście podzielam pogląd historyka Marcina Zaremby, który w 'Wielkim rozczarowaniu' pisze: „W mojej ocenie udział SB w śmierci Stanisława Pyjasa należy wykluczyć. Ani w ówczesnym kierownictwie MSW nie było jastrzębi, optujących za radykalnymi środkami walki z opozycją, ani funkcjonariusze SB w Krakowie nie mieli powodu, by robić krzywdę studentowi. Przeciwnie, powinni chcieć go chronić. Jego przyjaciel Leszek Maleszka był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Ketman”. Pobicie Pyjasa, nie mówiąc już o zabiciu, mogło spowodować utratę cennego agenta.”
Książka jest znakomicie napisana i skomponowana, czyta się ją jak thriller, chociaż nie ma żadnej zagadki morderstwa do rozwiązania, no ale to jest klasa Łazarewicza, po prostu świetnie pisze.