Reportaż kryminalno-obyczajowy który czytałem po raz pierwszy dawno temu, a ostatnio doń wróciłem. Mamy tu historię życia więźnia numer 653/64 z którym Jacek Stwora zetknął się przypadkowo w trakcie wizyty w zakładzie karnym. Zaowocowało to długą opowieścią owego więźnia o jego życiu, zapisaną na 35 km taśmy magnetofonowej.
To taka opowieść łotrzykowska z czasów PRL-u, główny bohater i narrator, autor nazywa go Zdzisławem Celebrakiem, jeździ po kraju i szaleje: podrywa kobiety i okrada je, włamuje się do mieszkań i sklepów, alkohol, przygodne znajomości, życie z dnia na dzień, ucieczka i ukrywanie się przed milicją, prawdziwy z niego król życia. Wszyscy inni to frajerzy, tylko on panisko, oczywiście opowieści są mocno podkolorowane jak to pod celą; jest to typ fantasty, ot taki mały Zagłoba.
Mamy też w tej barwnej opowieści aresztowania, rozprawy sądowe, więzienie, samouszkodzenia, stał się Celebrak prawdziwym ekspertem od samouszkodzeń i symulacji. Są też ucieczki ze szpitali czy aresztów, i oczywiście zawsze on cwany, mądry wygadany, zawsze jest jego na wierzchu: „Sam sobie się dziwię, skąd mam te umiejętności, że wszystkich robię na balonów.”
Jakiś cień autorefleksji się pojawia dopiero wtedy, gdy mu psycholog więzienny uświadamia, że w porównaniu z długością swojej odsiadki zarobił na włamach, oszustwach i kradzieżach bardzo niewiele, że te wszystkie przestępstwa niewarte były kary.
Świetnym zabiegiem autora jest oddanie głosu żonie Celebraka. Dostajemy zupełnie inny, bardziej realistyczny obraz przygód Zdzisia. Żona przez lata małżeństwa przechodzi prawdziwą gehennę. Ciągle milicja, rewizje, wizyty w sądzie, widzenia w więzieniu. A gdy był na wolności to „Chwilę było dobrze, godzinę źle. Awantury, uciekanie z dziećmi z domu. Noc nie przespana. Na drugi dzień przysięgi, pocałunki, zaklinania....” I tak to się ciągnęło, zaczęła w pewnym momencie czekać, że znowu pójdzie siedzieć, żeby sobie od niego odpocząć.
Napisane to świetnie, gdy się gdziekolwiek zacznie czytać, to trudno się oderwać, bo barwność, język, łotrzykowskość tej opowieści są znakomite. Przy okazji dostaje się świetny obraz PRL-owskiego półświatka i ówczesnego świata więziennego.
Książka z pewnością zasługuje na wznowienie.