Ostatnimi czasy dużo mówi się o eutanazji i prawie do godnej śmierci. W 2012 głośno było o Tony'm Nicklinsonie, który o prawo do eutanazji walczył przez blisko dwa lata. W Polsce pierwszy z takim wnioskiem zgłosił się Janusz Świtaj, który w chwili obecnej na nowo odkrył radość życia. W dyskusję włączył się również Kościół, którego radykalny sprzeciw komentuje się niemal w każdym środowisku i komórce społecznej. W tym temacie nie ma jednej dobrej odpowiedzi i są one różne w zależności od wieku, statusu, pozycji, wykształcenia, wiary i zdrowia dyskutujących osób. Jednak pytania, jakie się pojawiają, bywają do siebie bardzo podobne. Czy życie to rzeczywiście tak drogocenny skarb i dar, którego trzeba się trzymać choćby przynosiło jedynie ból i cierpienie? Czy walka ze swoim bezwładnym ciałem, którym nie można oddać żadnej emocji, mimiki, gestu jest wygraną namiastką życia, a może największą porażką naszych czasów? Czy człowiek gotowy na śmierć, pogodzony z własnym stanem, świadomy swojego wyboru może oczekiwać odpowiedniej pomocy? Kto może udzielić takiej pomocy i jakie są jej konsekwencje?
A jak odnieść się do Testamentów życia- czyli brak zgody na podłączenie do aparatur podtrzymujących życie? One jednoznacznie wskazują warunki jakie powinni spełnić lekarze w walce o zdrowie. Czy istnieją wskazania, które mogą anulować taki testament? Czy rodzina ma wpływ na zmianę jego postanowień?
Priscille Sibley podniosła w swojej powieści "Obietnica gwiezdnego pyłu" właśnie taki trudny, kontrowersyjny ale jednocześnie ważny społecznie temat: o prawo do życia i prawo do śmierci.
Matt i Elle są normalnym, zgodnym i kochającym się małżeństwem. Do pełni szczęścia brakuje im jedynie potomka. Niestety podejmowane próby kończą się poronieniem bądź przedwczesnym porodem i w konsekwencji śmiercią noworodka. Elle jest gotowa ponawiać próby aż do szczęśliwego zakończenia, ale Matt w obawie o zdrowie i życie swojej żony nie chce się na to zgodzić.
Pewnego dnia Elle ulega wypadkowi, spada z drabiny i nieszczęśliwie uderza głową w kamień. Skutki tego wydarzenia są tragiczne. Kobieta popada w stan śmierci mózgowej. Cała rodzina, a w szczególności Matt, jest zdruzgotana. Wiedzą, że Elle bała się długiego i powolnego umierania oraz podłączenia do maszyn podtrzymujących życie, dlatego zgadzają się na jej odłączenie od respiratora. Matt zmienia zdanie, kiedy okazuje się, że jego żona jest w ciąży. Wie, że dla Elle dziecko było największym pragnieniem. Z decyzją nie zgadza się matka Matta. Synowa powierzyła jej wykonawstwo swojego Testamentu życia, którego zamierza twardo się trzymać. Konflikt ten musi rozstrzygnąć sąd.
Narratorem powieści jest Matt i to jego oczami poznajemy wydarzenia rozgrywające się po wypadku Elle. Ze słów jakimi opisuje swoją żonę, jak przy niej trwa i jak walczy o wspólne dziecko od razu możemy wyczuć silną więź, która ich łączy, łączyła. To była i nadal jest głęboka, dojrzała miłość, w której oboje małżonków pozwoliło sobie wytyczyć tyle wolności, przestrzeni by realizować własne cele, marzenia i potrzeby. Nie trzymali się kurczowo utartych schematów, nie powielali kolejnych wzorów, ale zaufali instynktowi, który pomógł im zbudować mocne i trwałe podstawy małżeństwa. Nie zgadzali się jedynie w kwestii potomstwa. Elle cierpiała na zespół antyfosfolipidowy, który był przyczyną pierwszych poronień. Matt bał się o zdrowie żony podczas kolejnej ciąży, a Elle dla dziecka postawiłaby na szali własne życie. Z początku zaskakuje postępowanie Matta. Skoro sprzeciwił się kolejnej próbie spłodzenia potomka, dlaczego tak kurczowo uczepił się ciąży w martwym ciele żony? Odpowiedzi na pytania szybko odnajdziemy w licznych retrospekcjach, które ukazują losy przyjaźni potem miłości Matta I Elle. A koleje tych losów nie były łatwe. Oboje przeżyli wiele krzywd, upokorzeń i cierpień, ale ukształtowały one ich oczekiwania na przyszłość i pozwoliły ostatecznie stworzyć ten piękny, dojrzały związek. Matt we wspomnieniach i prywatnych zapiskach żony odnajduje odpowiedzi i kierunek drogi, którą zamierza podążać, wbrew wszystkim.
Członkowie rodziny Elle są ze sobą bardzo zżyci. Połączyła ich wspólna tragedia sprzed lat- śmierć Alice- matki Elle. Doskonale znają zdanie kobiety na temat sztucznie podtrzymywanego życia. Nie przypuszczałam, że bohaterowie wcześniej bardzo zdominowani, potrzebujący pomocy i ciągłego wsparcia tak mocno będą oponować i walczyć by odłączyć Elle od respiratora. Oni w ciele tej młodej kobiety widzą kogoś innego, cierpiącego i męczącego się ułomnym życiem- Alice. Nie dopuszczają do siebie myśli, że nad strachem przed powolną śmiercią może przeważyć chęć posiadania i miłość do dziecka. Trudno jest im to wytłumaczyć i zrozumieć. Przez co nie tylko Matta ale i czytelnika męczy obawa, czy ktoś może ukradkiem, po cichu, po ciemku nie wyłączy tego najważniejszego przycisku by skończyć raz na zawsze tę emocjonalną huśtawkę.
Życie bohaterów naznaczone jest wieloma emocjami, które bardzo szybko współgrają z odczuciami czytelnika. Płynnie wchodzimy w życie bohaterów i jesteśmy czynną stroną w podejmowaniu kluczowych decyzji. Retrospekcje pozwalają nam lepiej poznać i zrozumieć Elle, a każdy krok Matta zyskuje znaczenie. Historia ta jest bardzo wiarygodna, a to ze względu na medyczne wykształcenie autorki. Priscilla Sibley jest pielęgniarką na oddziale intensywnej terapii noworodków i z pewnością widziała niejeden rodzinny dramat, który doprowadzał do rozłamu tak bliskich kiedyś sobie więzów. Na szczęście książka nie jest naszpikowana medycznymi terminami dlatego tak łatwo i płynnie dała się czytać i porwać fali współczucia, empatii i cierpienia rodziny, która znalazła się w tak niecodziennej i tak trudnej do udźwignięcia sytuacji. Człowiek ma tendencję do ubarwiania codzienności, łagodzenia złych wiadomości i często zapominamy, że "rzeczywistość jest zimna, bezwzględna i zbyt często nieodwracalna."
Zdumiało mnie jak najokrutniejsza ludzka, rodzinna tragedia szybko może stać się pożywką dla bulwarowej prasy i żądnych krwi i sensacji dziennikarzy. Dla nich nie liczy się jednostka, jej cierpienie i ból decyzji, ale jest doskonałym newsem dla rozruszania opinii publicznej i wyciągnięciu z niej własnych często materialnych bądź wizerunkowych korzyści. Zadziwiające jest również szybki podział na obozy, które np. popierają eutanazję, aborcję lub propagują akcje pro- life. Każda z tych grup na własny pożytek interpretuje wyciekające informacje. Nawet zaprzyjaźniony prawnik upominany o dyskrecji i proszony o zindywidualizowanie tego konkretnego przypadku, próbuje ugrać własne sprawy...Moralność= utopia?
Są takie historie, które obezwładniają i wyczerpują emocjonalnie, i które nie pozwalają zapomnieć o przeczytanych słowach jeszcze długo po odłożeniu książki na półkę. "Obietnica gwiezdnego pyłu" taka właśnie jest. Rozpatruję, roztrząsam, rozkładam na czynniki pierwsze każdą postać, każe zdarzenie, każdą śmierć, życie, pocałunek, łzę i nie potrafię jednoznacznie stwierdzić jak ja zachowałabym się na miejscu Matta, jego matki czy rodziny Elle. Czy człowiek może zastąpić innego człowieka? Czy dziecko może być pocieszycielem po stracie matki? Czy dla niepewnej ciąży można potraktować zmarłą kobietę jako swoisty inkubator? Czy z odłączenie od respiratora kobiety w ciąży automatycznie równa się aborcji? Czy płód jest odrębną jednostką i ma prawo do życia? Od jakiego momentu płód jest określany mianem człowieka? Pytania mnożą się i mnożą, a konkretnych i jednoznacznych odpowiedzi nie ma i nie będzie. Każdy sam, we własnym sumieniu musi rozliczyć rachunek życia i śmierci.