Przełom lat 50. i 60. Apogeum zimnej wojny. Amerykanie rywalizują z Sowietami na wszystkich możliwych polach. Po obu stronach Żelaznej Kurtyny mocarstwa prężą muskuły i powoli rozkręcają wyścig zbrojeń, natomiast ich obywatele żyją w ciągłym strachu, że pewnego dnia gdzieś na horyzoncie zobaczą atomowego grzyba.
Rok 1957. Związek Radziecki umieszcza na orbicie Sputnika 1. Ameryka zamiera. Zaczyna się wyścig kosmiczny. USA potrzebuje bohaterów, którzy stawią czoła nowemu zagrożeniu z kosmosu, bohaterów, którzy bez wahania usiądą na czubku olbrzymiej rakiety i dadzą się wystrzelić w kosmos w imię zwycięstwa USA. I tu pojawiają się „Najlepsi” – pierwsi prawdziwi superbohaterowie Ameryki.
Na przeszło 500 stornach Tom Wolfe opisuje losy projektu Merkury – amerykańskiej odpowiedzi na sowiecki program kosmiczny, a raczej przedstawia nam jego głównych bohaterów – siedmiu pierwszych astronautów, wywodzących się z grupy elitarnych pilotów oblatywaczy. Mężczyzn o wielkim ego, mężczyzn skrajnie ambitnych i odważnych, mężczyzn z których każdy chce być pierwszym Amerykaninem w kosmosie.
Jak Wolfe Pisze? Wolfe pisze niesamowicie. Jest niezrównanym gawędziarzem – prostym językiem, od anegdoty do anegdoty wprowadza czytelnika w świat elity amerykańskich pilotów oraz ich żon. Opisuje trudne relacje rodzinne szczerze i z wdziękiem.
Autor zwraca się wprost do czytelnika (per brachu) i opisuje mu to całe „rocket science” jakby był z kumplem na piwie, do tego Wolfe widzi wszystko, lektura jest dynamiczna, a język niezwykle plastyczny i sugestywny, obojętnie, czy opisuje wymarzony domek młodej pary, czy zwęglone zwłoki pilota (które porównuje bez żenady do pieczonego na rożnie kurczaka), czytelnik ma to przed oczami, widzi i chłonie, z zachwytem lub obrzydzeniem.
Trzeba również przyznać, że tłumacz spisał się mistrzowsko w walce z lokalnymi dialektami, slangiem lotników i neologizmami.
Wolfe odbrązawia też wizerunek kosmonauty. Rozbiera go z błyszczącego srebrnego skafandra, wyidealizowanego wizerunku stworzonego przez ówczesne media na użytek masowego odbiorcy potrzebującego mieć poczucie, że ktoś go przed Sowietami obroni. Pokazuje drogę na szczyt siódemki śmiałków, animozje między nimi a resztą lotników, konflikty wewnątrz grupy wybrańców, a także zagląda kosmonautom do portfeli i domów, chodzi z nimi na niekończące się popijawy. Pokazuje ludzi, którzy cały czas muszą coś sobie i innym udowadniać, czy to na polu picia, czy podczas niekończących się badań – tak znienawidzonych przez lotników.
Podsumowując, gdy pierwszy raz przekartkowałem „Najlepszych”, przeraziłem się. Reportaż na ponad 500 storn? Prawie bez dialogów? Bez zdjęć? W co ja się wpakowałem – rok to będę czytał... Nic z tego. „Najlepsi” wciągają jak florydzkie bagno i wciskają w fotel jak przeciążenia w samolocie rakietowym – Tom Wolfe jest wielki.