„Żądza mordu” to kolejna już powieść Tomasza Tomaszewskiego. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Novae Res. Thriller, który jest swego rodzaju pamiętnikiem mordercy, może sprawić, że wielu czytelnikom mocniej zabiją serca. Czy aby na pewno?
Nikodem Wiśniewski jest właścicielem prężnie działającej firmy deweloperskiej. Ma stabilne i poukładane życie. Czasami jednak budzą się w jego głowie bardzo mroczne pragnienia... Nikodem całkiem dobrze radzi sobie z zaspokajaniem swoich żądz do czasu, gdy ktoś zaczyna go osaczać. Na placu budowy jednego z jego osiedli zostają odnalezione makabrycznie okaleczone zwłoki mężczyzny, a niedługo później Nikodem odnajduje ciała w swojej piwnicy. Czy ktoś zna jego sekret?
Intrygujący początek sprawił, że z dużym zainteresowaniem zaczęłam czytać tę historię. Niestety, mój entuzjazm szybko został ostudzony. Mniej więcej pierwsze 180-200 stron to całkiem dobra opowieść. Później zaczyna się równia pochyła. Biorąc pod uwagę fakt, iż książka ma aż 570 stron, stwierdzić muszę, że jej czytanie jest drogą przez mękę i dawno już nie czytałam równie złej powieści. Autor bardzo szafuje okrucieństwem. Być może nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że cała reszta książki jest jedynie nieudanym dodatkiem do scen przemocy. Same zaś sceny brutalnych mordów są wtórne i powtarzające się. Myślę, że w zamierzeniu miał to być mroczny, brutalny thriller psychologiczny, a wyszło zwykłe nic. Opisywanie wciąż podobnych, ba wręcz takich, samych aktów zbrodni szybko czytelnika nudzi. Tomaszewski jakoś szczególnie niczym oryginalnym tu nie zabłysnął – ot zwykła sieczka rodem z niskobudżetowego slashera. To wszystko, co w tej historii dzieje się między samymi morderstwami jest nudne, źle napisane i niestrawne. Autor bardzo wysilał się, by zgłębić aspekty psychologii mordercy, ale niestety w ogóle mu się to nie udało.Wszyscy wykreowani przez niego bohaterowie są nierealni i tworzeni od kalki. Przemoc w literaturze ma uzasadnienie wtedy, gdy coś ze sobą niesie. Tutaj nie ma nic. Rozwleczona do granic możliwości fabuła, irracjonalne zachowania bohaterów i absurd. Nawet śmiało mogę nazwać Tomaszewskiego mistrzem absurdu, ponieważ to, do czego posuwa się w tej książce idealnie oddaje definicję absurdu właśnie.
Od czasu „American Psycho” powstało wiele powieści z nurtu „seryjniak opowiada”. Temat został dawno już wyeksploatowany, a książki z tego nurtu są w zdecydowanej większości koszmarne. „Żądza mordu” na pewno jest najgorszą z nich. Na polskim rynku sukces odniosła seria Adriana Bednarka, a powieść Tomaszewskiego to nieudolna próba naśladownictwa. Fatalnie napisana, pobawiona realizmu, nudna, za długa, nie wzbudzająca emocji. Sam temat jest tak nośny, że wydaje się, iż tego typu książka powinna przynajmniej wywoływać jakieś skrajne odczucia u czytelnika. Twór Tomaszewskiego wywołuje jedynie odruch ziewania. Jestem zaskoczona, że tę powieść w ogóle ktoś zdecydował się wydać, ponieważ jest po prostu okropna. Uważam ją za najgorszą przeczytaną przeze mnie ksiązkę w ciągu ostatnich sześciu lat. Miałam chęć przerwać tę lekturę i jedynie recenzenckie poczucie obowiązku sprawiło, że doczytałam ją do końca. Bardzo nad tym ubolewam.
Postaci : zadufany w sobie, ograniczony intelektualnie Wiśniewski, który uważa się za wielkiego mistrza przebiegłości, a nie kojarzy prostych faktów. Wszystkie postaci kobiece : tak piękne i zgrabne, że och i ach, a te „opinające boskie nogi spodnie” mają chyba na celu tuszowanie brakującego im mózgu. Każdy bohater kreowany przez autora na inteligentnego jest kretynem. Nie wiem jak to możliwe. Dialogi pisane na poziomie literackiej pracy ze szkoły podstawowej. Oderwane od rzeczywostości, niewyobrażalnie absurdalne sploty wydarzeń, które sprawiają, iż pomyśleć można, że książkę tę pisano w otumanieniu narkotycznym. Literacki koszmarek, który nawet nie powinien zalegać w szufladzie pisarza. Powinien spłonąć. Zaczęło się dobrze, a potem było coraz gorzej zaś na koniec już tak fatalnie, że należy jedynie zasłonić to kurtyną milczenia. Nie polecam – stanowczo odradzam. Niechaj już nikt poza mną nie cierpi. Powieść przeznaczona jedynie dla osób, które chcą się przekonać jak nie należy pisać książek.