„Tajemnica sekretarzyka” to impresja na temat prapraprababki macierzystej Autorki, Anny Miśkiewicz, urodzonej w 1812 roku (prababki jej dziadka macierzystego). To powieść napisana w formie pamiętnika, który ukazuje bohaterkę tak, jak wyobraża ją sobie Autorka.
Jeśli uznać, że to prawdziwy pamiętnik – lektura dech zapiera. Przez karty powieści przewija się cała plejada zasłużonych dla Wielkiego Księstwa Poznańskiego postaci. Kogo tam nie ma – Karol Marcinkowski, Emilia Sczaniecka, Walenty Stefański, Dezydery Chłapowski, Juliusz Słowacki… I wszyscy są Annie znani, bliscy, z wszystkimi jej los się splata. W pewnym momencie zastanawiałam się, czy aby na pewno nie widziałam Anny Miśkiewicz w Najdłuższej Wojnie Nowoczesnej Europy i kto ją w serialu zagrał.
Autorka stosuje subtelne zabiegi w celu uwiarygodnienia autentyczności pamiętnika. Odnośnie do okoliczności w nim niedopowiedzianych, czy niewyjaśnionych, proponuje prawdopodobną wersję zdarzeń, zastrzegając, że to tylko dywagacja, możliwa opcja. Warstwę historyczną z kolei przedstawia rzetelnie, odsyłając do szczegółowych przypisów.
Kolejnym i chyba najbardziej istotnym z tych zabiegów, jest zamieszczenie w książce fotografii członków rodziny Anny. I tu interesująca niespodzianka. Fotografie faktycznie przedstawiają przodków Autorki. Tyle, że nie tych, o których traktuje powieść. Fotografie w tej powieści stanowią rekwizyty. Osoby na nich uwiecznione „zagrały” bohaterów powieści. I tak, wszystkie fotografie opisane w książce jako przedstawiające Annę Miśkiewicz, w rzeczywistości przedstawiają Mariannę, macierzystą babkę Autorki. Zresztą to właśnie cechami osobowości Marianny Autorka obdarzyła bohaterkę powieści. Augustynowi (mężowi Anny) twarzy użyczył wizerunek Franciszka, dziadka Autorki i męża Marianny. Wszystkie fotografie są opisane szczegółowo w indeksie.
Po „Tajemnicy sekretarzyka” Autorka napisała „Błękitny mundur, czyli Drogi do wolności”. To powieść o jej dziadku macierzystym, Franciszku Stawickim, żołnierzu Błękitnej Armii Hallera. W tej powieści już, na tożsamych fotografiach Marianna jest Marianną, a Franciszek Franciszkiem, opisy wszystkich fotografii są prawdziwe. W ten sposób, już poza ramami historii o Annie, następuje wzruszające wyjaśnienie jeszcze jednej tajemnicy sekretarzyka – kim byli ludzie, którzy użyczyli twarzy bohaterom powieści.
Jeden mały dysonans, jak diabełek, tkwi w szczegółach. Otóż… jeśli wszystkie te manewry mają uwiarygodnić istnienie i autentyczność zapisów pamiętnika, na podstawie którego powstała powieść, nie można fotografii o naprawdę dobrej jakości, na których obiekty noszą stroje z czasów międzywojnia, opisywać jako przedstawiające krewnych Anny, starszych od niej o jedno lub dwa pokolenia. Taki krewny musiał pamiętać jeszcze niejakiego Stanisława Poniatowskiego...
Twórczość Autorki zdecydowanie warta jest uwagi. Donata Dominik-Stawicka oddaje w niej hołd swoim przodkom, powstańcom listopadowym i styczniowym, pozytywistom i humanistom, hallerczykom i piłsudczykom, zesłańcom i więźniom Sybiru. Przywraca im pamięć i należne miejsce w historii. Na Wielką Historię składają się przecież decyzje i czyny poszczególnych ludzi.