Atutem powieści jest sposób prowadzenia akcji, odmienny od tradycyjnego kryminału. Trochę to reportaż z kilku miesięcy życia inspektora policji, trochę scenariusz do filmu lub serialu, trochę pomysłowy przewodnik po czasoprzestrzeni Wiednia 1910-1911, a wszystko piękną prozą. Nieprzesadna ilość dialogów, bez zbędnych didaskaliów. Nastrój tworzą opisy czasów i miejsc, zdarzeń i zachowań, obrazy łatwe do uchwycenia i wprawienia w ruch. Spora ilość informacji na temat życia ówczesnych wiedeńczyków - obyczaje poszczególnych sfer, meloniki i szerokie ronda palące cygarety po kawiarniach, bony i cyklistyki, służące i włóczędzy. Uwadze autorki nie umykają nawet takie szczegóły jak inna moda na damskie fryzury w CK i w UK, co jest udokumentowane na przedwojennych pocztówkach. I ciemna strona tej mocy - tradycyjne wykorzystywanie słabszych przez możniejszych, przerażające "nowoczesne" metody leczenia gruźlicy i tzw. histerii. Eleganccy panowie bywają syfilitykami i piromanami, strażniczki etykiety dają upust żądzom w rozmaitych konfiguracjach. Wreszcie - bo to przecież bardzo kryminalistyczny kryminał - pełne spectrum zdobyczy kryminalistyki w pracy śledczej policji.
Włóczę się więc za inspektorem i jego ludźmi, zaglądając im przez ramię, przedzieram się z Wally po zaśnieżonych ulicach, przyglądam się ogrodom i wystrojowi domów, zwiedzam kawiarnie.
Lecz jako kryminał powieść nieco rozczarowuje. Niezależnie od tego, której z ekip śledczych się kibicuje - legalnej (policja) czy samozwańczej (Erzsebet i Wally), oczekiwałoby się rozwiązania wszystkich wątków sprawy. Po wyrównaniu szans, czyli po dotarciu, choć w różnym tempie, do najważniejszego świadka, obie grupy dysponują tą samą wiedzą. Autorka nadal daje jednak fory nielegalnym, chcąc prawdopodobnie wykazać, że kobieca intuicja jest skuteczniejsza niż mędrca szkiełko i oko. Nie byłoby problemu, gdyby sposób prezentacji tej tezy był inny. Intuicja idzie tu bowiem w parze z wróżbami i zabobonem, co z urzędu umniejsza jej wiarygodność. Ale z kolei nauka i technika kręci się niemrawo w miejscu wobec ograniczeń narzuconych przez system - członków wyższych sfer nie można zatrzymać "na 48" jak na przykład włóczęgów, ani przeszukać ich domów i miejsc zarobkowania. Najwłaściwiej byłoby więc, aby legalni i nielegalni połączyli siły, cóż z tego, gdy nie chcą. Podążam zatem podwójnym tropem do finiszu z udziałem Erzsebet, który zmienia kryminał retro w fantasy o wilkołakach. Tymczasem wersja zdarzenia podana nielegalnym przez domniemanego sprawcę nie jest znana legalnym, więc nie podlega weryfikacji, choć powinna. A tytułowa (w oryginale) figa nie jest kluczem do wykrycia sprawcy.
A wszystko przez to, że autorka eksponuje postać Erzsebet do tego stopnia, że mąż tejże, w końcu inspektor prowadzący to śledztwo, w końcu główny bohater, nie ma imienia ani nazwiska. Zabieg dziwny, za to niewypał kompletny. Oto bohater obdarzony cechami charakteru gwarantującymi sympatię czytelnika - uważny profesjonalista o spokojnym usposobieniu, z małymi grzeszkami i z dużym dystansem do rzeczywistości - jest NN-em. Podczas gdy z kolei Erzsebet jest apodyktyczną furiatką, która pretenduje do posiadania całokształtu wiedzy tajemnej i budząc respekt u ówczesnych, budzi niechęć u czytelnika. Wysługuje się bezwzględnie młodszą Wally, skutkiem czego to ta ostatnia prowadzi to alternatywne śledztwo, dociera do dowodów i pozyskuje je. Wkład Erzsebet polega na wróżeniu z kart i uleganiu zabobonom oraz na zepsuciu efektu końcowego powieści.
Jako spora dawka pięknej prozy, źródło informacji, oryginalna konwencja powieści kryminalnej - pozycja godna polecenia. Miłośnikom kryminału pozostawi niedosyt. Nie o rozwiązanie zagadki tu bowiem idzie, a o sposób jej rozwiązania.