Kiedy poznawałam Gwiazdkozaura Toma Fletchera, wiedziałam, że zaprzyjaźnimy się ze sobą na dłużej i po drugą część – „Gwiazdkozaura i Zimową Czarownicę”, która ukazała się w tym roku, sięgnęłam bez wahania wiedząc, że wprowadzi mnie i moje dzieci w świąteczny nastrój i pozwoli przeżyć te święta mając w głowie to, co w nich najważniejsze. I nie zawiodłam się ani trochę. Autor książki jest znanym brytyjskim muzykiem, który spełnia swe pisarskie ambicje tworząc dla dzieci historie o dinozaurach, (choć nie tylko dla dzieci i nie tylko o dinozaurach). Ciągle jednak jestem pod ogromnym wrażeniem drugiej części Gwiazdkozaura i mam nadzieję, że trochę z jej wspaniałej, świątecznej atmosfery uda mi się przekazać w tej recenzji.
Mimo sporych rozmiarów uważam, że książka będzie odpowiednia nawet dla sześciolatków, bo czyta się ją nadzwyczaj szybko, a do tego jest tak wciągająca i dynamiczna, że nie sposób się od niej oderwać. Na początku przenosimy się w przyszłość i dowiadujemy, że stało się coś strasznego – zlikwidowano święta. Mało tego, specjalna policja wyłapuje wszystkich, którzy jeszcze próbują kultywować świąteczne tradycje. Potem przechodzimy do właściwej opowieści o Williamie i jego rodzinie, która zostaje zaproszona przez Świętego Mikołaja na biegun północny, by mogli z bliska przyjrzeć się magii tam obecnej. William nareszcie może spotkać się z Gwiazdkozaurem, a Brenda, teraz jego przyrodnia siostra, towarzyszy mu razem z Bobem i Pamelą – rodzicami. William, jako zawsze obecny na liście grzecznych, otrzymuje od Mikołaja magiczną fasolkę, która może przemienić się we wszystko, czego będzie chciał. Natomiast Brenda ogromnie mu tego zazdrości i po powrocie do domu, kiedy okazuje się, że dziewczynka musi spędzić ferie świąteczne ze swoim prawdziwym ojcem, podstępnie wykrada fasolę i postanawia zrobić z niej dobry użytek. Niestety jej tata, chciwy i nieczuły człowiek, odkrywa moc fasolki i postanawia przekuć ją w finansowy sukces, jednocześnie nieświadomie, choć też bez żalu, niszcząc wszystko, co magiczne w świętach. Przed Williamem i Gwiazdkozaurem pojawia się niezwykła misja – muszą uratować święta i wszystkich magicznych mieszkańców bieguna północnego. Jak im pomoże Zimowa Czarownica? Kim jest ta tajemnicza postać?
Po raz kolejny Tom Fletcher dostarczył mi szaloną i szybką historię z intrygująca tajemnicą w tle. Akcja i przygoda w tej książce jest niezwykle ważna, stanowi oś wszystkich wydarzeń, jednak dla mnie nie ona okazała się najważniejsza. Autor po mistrzowsku tworzy świąteczny nastrój i pokazuje, co tak naprawdę jest w nich najważniejsze – a jest to rodzina i możliwości przeżywania tego wyjątkowego czasu razem, okazywanie sobie miłości, spędzenie tych kilku pięknych, magicznych dni razem w atmosferze spokoju, bliskości i bezpieczeństwa, jakie dają najbliżsi. Podczas świąt dzieje się magia – czas się zatrzymuje, wszystkie grzeczne dzieci dostają wymarzone prezenty od świętego Mikołaja, cały świat przyozdabia się światełkami, śnieżynkami, a wszyscy noszą okropne świecąco-grające swetry.
To książka, która rzeczywiście przypomniała mi, że święta to czas dla rodziny. Przedświąteczna gorączka zakupowa, przygotowania, na które zwykle brakuje czasu i sił, dzięki lekturze odzyskały swoją magię, która uświadomiła mi, że przecież to ogromne szczęście mieć kochaną rodzinę, dla której to wszystko się robi i z którą można ten czas spędzić, sprawiać radość tym, których kochamy. Warto przy tym pamiętać również o innych, nieznanych nam dzieciach i rodzinach, które nie mogą doświadczyć świątecznej magii, bo, jak wynika z książki, myślenie tylko o sobie prowadzi do katastrofy.
Książkę otrzymałam od Sztukatera. Serdecznie polecam „Gwiazdkozaura i Zimową Czarownicę”. Jest przepiękny, magiczny, zabawny, trochę tajemniczy i bardzo przygodowy. A przy tym mądry i wzruszający.