Conor Kostick w pierwszej części trylogii "Kroniki Awatarów" wysyła nas w komputerowy, wirtualny świat, w którym każdy może być kim chce - znamy to chociażby z gier MMORPG. Jednak Epic nie był zabawą, a miejscem, gdzie ważyły się losy jednostek. Eryk, wraz z przyjaciółmi, pokonał niesprawiedliwy system i sprawił, że ludzie mogli żyć normalnie. Chociaż zakończenie wydawało się nie zostawiać miejsca na niedomówienia, amerykański pisarz ponownie wraca na Nową Ziemię, lecz tym razem nie bezpośrednio.
Zjawa należy do grupki anarchistów - dzieciaków spędzających całe dnie jeżdżąc na deskolotkach. Nie zgadzają się oni na podział społeczeństwa ze względu na kolor posiadanej karty. Zakazy i obostrzenia nic dla nich nie znaczą, a dewastowanie centrów handlowych przeznaczonych dla ludzi o wyższym statusie jest chlebem powszednim. Tak naprawdę jednak są niegroźni, bo w końcu to dzieci. Poza uprzykrzaniem życia władzom w głowie im zabawa, imprezy i używki. Jednakże jedynie do czasu... W ich świecie pojawia się nagle Cindella - awatar Erika z Epica - piratka, której kule i lasery nie robią żadnej krzywdy. Zjawa wraz z przyjaciółmi, wykorzystując okazje dążą do chaosu i, może, obalenia despotycznej władzy Czarnej Królowej.
Świat znany nam z "Epica" łączy z "Sagą" bunt młodych ludzi, którzy są na końcu łańcucha pokarmowego i nie godzą się z podziałem społeczeństwa na lepszych i gorszych. Zjawa, podobnie jak Erik chce zmienić ustrój, wyrwać się spod jarzma królowej. Twarz głównego wroga jest inna, mroczniejsza i bardziej tajemnicza. Ale i poznajemy ją lepiej, gdyż wiele rozdziałów zostało napisane z punktu widzenia Czarnej Królowej. Dzięki temu dowiadujemy się, czym jest Saga i co stało się z Ziemią, oraz o pobudkach kierujących jej działaniami. Ustrój zmienił się z kastokracji w monarchię z pozorami demokracji w postaci gildii. W przeciwieństwie do "Epica" tutaj ludzie mają większy wpływ na swoją egzystencję, ale zależny od swojej pozycji społecznej, a koniec końców i tak niewielki.
Brak tutaj klimatu znanego nam z poprzedniej części, jednakże tam Epic był grą i wszyscy o tym wiedzieli. Była to więc, poniekąd, zabawa, a śmierć postaci nie oznaczała końca życia człowieka i wszystko można było zacząć od nowa. W Sadze umiera się naprawdę, a nikt, oprócz królowej, nie zdaje sobie sprawy, że ten świat jest sztuczny. Każde zagrożenie więc jest realne, a ta śmiertelna powaga odbiera nieco książce. Autor nie wykorzystał w pełni potencjału jaki dawał mu świat, w którym nikt nie kwestionowałby zupełnie pokręconych praw fizyki. Jedynym odstępstwem jest możliwość jazdy na deskolotkach, które odpychają się od materii.
Widoczna jest tutaj przewidywalność fabuły, a także jej powtarzalność względem "Epica". Mamy grupkę przyjaciół, która nie godzi się na jawnie niesprawiedliwy system władzy, więc buntuje i zyskuje poparcie społeczeństwa. Pomaga im ktoś, kto był bliski rządzącym, ale teraz chce zemsty. Brzmi znajomo? Dla mnie nawet za bardzo. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się szybko i przyjemnie, chociaż bez wypieków na twarzy. Miejmy nadzieję, że trzeci tom trylogii będzie zbudowany na innym schemacie, a wtedy jego lektura przyniesie więcej wrażeń.