Oto książka, dla której - w moim oczywiście jak najbardziej subiektywnym odczuciu - powinny powstać oceny negatywne. Nawet jedna gwiazdka to jest, moim zdaniem, dla niej za dużo.
A, nie, jedna gwiazdka należy się za udowodnienie, że pisać (i - co gorsza - wydawać) może absolutnie każdy, także osoby, które nie potrafią poprawnie władać polszczyzną ("wchodząc na poziom niemal medytacyjnego spokoju i pogodzenia się z niewdzięczną rolą bufora dla ludzkich żali i łez", " ktoś opierał się o ścianę z wytrzeszczem", "instytucja od prawie dekady spełniała miejsce", "rozglądał się na boki swoimi musztardowymi okularami", "przy stole stało sześć krzeseł, ze ściany naprzeciwko wychodził balkon"), które nie są w stanie zbudować napięcia, bo co i rusz przytrafia im się niezamierzony efekt komiczny ("Co to będzie za spotkanie? – rozmyślał. - O co spytać kobietę, której mąż zawisł na sznurze? Jakie pytania zadaje się wdowom po mordercach?". Na wszelki wypadek odbezpieczył broń", "Jego superświadomość już wiedziała, co się wydarzy, ale jeszcze wstrzymywała się z podaniem ostatecznych wyników do wiadomości świadomości", "Z wnętrza buchnął mroźny odór. Kiedy uleciał, Brodzki nie zobaczył w środku absolutnie niczego", "Z dwóch biurek na komisariacie zniknęły rzeczy dwóch osób, które jeszcze w piątek były po pierwsze policjantami, po drugie kolegami, a po trzecie – byli żywi"), które nie potrafią opisać człowieka, nie popadając przy tym w śmieszność i nie skłaniając czytelnika do gorączkowego zastanawiania się, jak ten opisywany człowiek wygląda i dlaczego tak dziwnie ("Jej delikatna buzia z małym nosem, przyozdobionym diamentowym kolczykiem, oraz zielone oczy dopełniały promieniejącą buzię", "Mimo to jego silna przepona przebijała się przez ten gwar", "- Uwaga na gło... - nie dokończył policjant, kiedy Chyży rąbnął mózgownicą o framugę auta", "Pociągła twarz z małym, krnąbrnym podbródkiem, krótkie, platynowe włosy oraz wysokie czoło, nadawały mu dostojeństwa rodem z tragedii Szekspira.", "Mężczyzna nie miał brwi, więc czubek głowy przelewał się w stronę szerokiego czoła"), o tym, że nie znają interpunkcji (" łączy kryminał, z elementami przygody, zagadki i realizmu magicznego", "kryminały, to precyzyjnie skonstruowane gnioty, podporządkowane fabule i intrydze") nawet nie wspominając.
A propos "precyzyjnie skonstruowane" - mnie wszystkie te językowe błędy, przecinki w przedziwnych miejscach, udziwnione słownictwo bolały w oczy i przeszkadzały w lekturze. Bardzo liczyłam jednak na to, że intryga być może wynagrodzi mi mękę brnięcia przez piętrowe metafory autora. Niestety, niestety.
Poza niewiarygodną (zwłaszcza jak na polonistę z wykształcenia) nieznajomością ojczystego języka autor nie zna się też na prawie pracy (Brodzki "przywrócony z emerytury" dzień po przejściu na nią, pod groźbą cofnięcia świadczeń, jeśli odmówi, no raczej nie sądzę, panie autor), kryminalistyce (młody policjant przechadzający się po miejscu brutalnej zbrodni i chowający do kieszeni dowody, czy rzeczywiście), medycynie ("Patolog stwierdził, że dziewczyna zmarła w wyniku obrażeń wewnętrznych i wykrwawienia, które nastąpiło po śmierci", podkreślenie moje; poznajemy, że reanimowany noworodek nie żyje, bo mu ODCIĘTA I ZABEZPIECZONA pępowina nie tętni, "Ciało było ledwie draśnięte, niczym żółtko po rozbiciu jajka. Kula przeszła na wylot szyi Tomasza Żółtki, omijając ważne organy", konia z rzędem temu, kto mi rozrysuje, w jaki sposób kula może przejść na wylot przez szyję omijając ważne organy), toruńskiej gwarze ("– Jo, kurwa! Nie, nie możesz! – Halicki rzucał papierami", mieszkam w Toruniu od urodzenia, nigdy w życiu nie użyłam i nie słyszałam, by ktokolwiek inny użył "jo" w charakterze przeczenia)...
Na Toruniu jako takim też się nie zna i niezwykle dziwią mnie opinie, jakoby wiarygodnie, starannie i interesująco opisał miasto. Po pierwsze, spis ulic to jeszcze nie jest "opisywanie miasta", po drugie, jest to śmiertelnie nudne i KOMPLETNIE nie wnoszące NIC istotnego do akcji, po trzecie osoba, która zna Toruń i każe swoim bohaterom umieszczać zwłoki (oczywiście w sposób nie zwracający niczyjej uwagi, świadków - zero) a to na rynku Starego Miasta w środku pogodnego weekendowego dnia, a to wieszać je na moście, który praktycznie cały czas jest zakorkowany albo miasta nie zna, albo lekceważy czytelnika, jego czas, pieniądze i zdrowy rozsądek, albo ma nadzwyczaj wybujałą wyobraźnię.
I cudnie, że ma, cieszymy się wszyscy, tyle tylko, że może powinien zabrać się za pisanie fantasy. Gdyż, niestety, niestety, jeżeli ktoś decyduje się na napisanie kryminału - a jest to trudny gatunek, wymaga żelaznej dyscypliny, starannego researchu, równie starannego sprawdzania, czy coś może się zdarzyć, czy zmieści się w ramach czasowych i tym podobnie - powinien się bez przerwy pilnować, czy za bardzo "nie płynie", sprawdzać wszystko (tu przypomina mi się Joanna Chmielewska, wspominająca zamęczanie pytaniami milicjantów, naukowców i wszystkich osób, które "się znały"). Tu leży WSZYSTKO - nie zgadzają się godziny, dni, pory roku (magnolia kwitnie, jest wrzesień, nieprawdaż), rysunek postaci.
Nie spytam, gdzie była redakcja, bo wiem, że redaktorzy są nader często wynagradzani bardziej niż nędznie (a ci tu musieliby książkę napisać od nowa i nie wiem, czy nawet to by ją uratowało), są też autorzy tak przywiązani do swego utworu, że poprawki odrzucają w całości, ale kto zaopiniował to... dzieło do wydania chciałabym jednak wiedzieć.
Polecam jako ciekawostkę, jeśli ktoś ma za dużo wolnego czasu i kompletnie nic innego (żadnych instrukcji obsługi, ulotek pizzerii, reklam, no, niczego) do czytania.
(Recenzja po raz pierwszy opublikowana na stronie lubimyczytac.pl 20.02.2020)