Powrót na Podlasie do jedynego w swoim rodzaju dworu na Lipowym Wzgórzu dostarczył mi kolejnej dawki przemiłych wrażeń. Ponowne spotkanie z gościnnymi bohaterami, którzy oddali swoje serce tej niepowtarzalnej posiadłości, a do tego są przesympatycznymi ludźmi o wielkich sercach sprawiło mi ogromną przyjemność, która mogłaby trwać i trwać. Te wszystkie ciepłe doznania i miłe odczucia zagościły w moim sercu podczas lektury drugiej części cyklu „Dwór na Lipowym Wzgórzu” zatytułowanego „Pozwól mi kochać” autorstwa Ilony Gołębiewskiej, który autorka poświęciła przede wszystkim Sabinie – córce właścicielki tego urokliwego miejsca. Książka ukazała się 16 października nakładem wydawnictwa Muza. To interesująca i nietuzinkowa saga rodzinna, kontynuacja losów kobiet z rodu Horczyńskich, po którą bezwzględnie należy sięgnąć. Warto jednak rozpocząć swoją przygodę z bohaterami od pierwszej części zatytułowanej „Podaruj mi jutro”.
Przepiękne, klimatyczne Podlasie, zapach ziół, obcowanie z naturą na co dzień, spokój i cisza mogą stać się lekiem na wszelkie dolegliwości duszy i ciała oraz pomogą rozwiązać nawet najtrudniejsze problemy. Przekonuje się o tym Sabina Horczyńska, która w najtrudniejszym momencie swojego życia decyduje się na tymczasowy powrót do Lipowczan, które kiedyś, za życia dziadka Fiodora, były jej domem i miejscem na ziemi. Trochę wbrew sobie, częściowo za namową starszej córki Klary Sabina przyjeżdża na Lipowe Wzgórze. Bohaterka jest załamana, znajduje się w kompletnej rozsypce, po tym jak fałszywe oskarżenia i nagonka mediów zupełnie zniszczyły jej życie zawodowe i osobiste. I właśnie tutaj, we dworze, którego chciała się pozbyć za wszelką cenę, kobieta stopniowo odzyskuje równowagę. Pobyt wśród życzliwych ludzi jest dla niej prawdziwym wybawieniem. Pomaga jej zmierzyć się z sądem, pomówieniami, oskarżeniami i dodaje odwagi, aby stawić czoła niesprawiedliwości. We dworze Sabina spotyka prawdziwych przyjaciół, poznaje miejscowego zielarza, ratuje życie nieznajomemu i… rozpoczyna zupełnie nowe życie. Jednak aby tak się stało bohaterka musi stawić czoła przeszłości, poznać dręczące ją tajemnice i wypracować kompromis w ciągle napiętych stosunkach z Anielą – własną matką.
Już po raz siódmy historia opowiedziana przez panią Ilonę zapadła mi głęboko w serce podobnie jak wszystkie poprzednie opowieści. Dalsze niełatwe losy kobiet z rodziny Horczyńskich są tak intrygujące i niezbadane, że trudno oderwać od nich swoje myśli. Autorka z niezwykłą wrażliwością opisuje blaski i cienie życia bohaterów wplatając w nie urzekające klimaty Podlasia wraz ze smakowitymi zapachami miejscowej kuchni. W powieści znajdziecie wiele celnych porównań, które stają się inteligentnymi i autentycznymi życiowymi prawdami. Bardzo podobało mi się trafne i niebanalne porównanie charakterów bohaterek – czterech kobiet z rodziny Horczyńskich – do czterech żywiołów. Przyznaję, że udało mi się odgadnąć przed czasem kim naprawdę jest znachor, pod okiem którego Sabina rozwija swoją zielarską pasję i prawdę powiedziawszy zamiast rozczarowania miałam w tym sporo radości.
Pani Ilona jest prawdziwą bajarką. Każda opowieść, jaka dotąd wyszła spod jej pióra, jest jedyna w swoim rodzaju, osobliwa i nietuzinkowa. Z przyjemnością oddajemy się lekturze, która przenosi nas do pełnego realizmu świata baśni, który otula swoim ciepłym i pogodnym klimatem. Tak, realny świat baśni to swego rodzaju paradoks charakterystyczny właśnie dla powieści pani Ilony.
Autorka tworzy ciekawe kreacje bohaterów – autentycznych ludzi z problemami, czasem trudną przeszłością, naznaczonych przez los, ale są to zawsze osoby o wielkich sercach, od których można się wiele nauczyć.
Przyznacie, że „Pozwól mi kochać” to książka warta przeczytania. Dodatkową zachętą jest przepiękna, barwna, romantyczna okładka, która niczym magnes przyciąga wzrok, a nota wydawcy zapowiadająca opisane wydarzenia nie pozwala przejść obok tej książki obojętnie.
To dopiero, a może już druga część sagi, ale ja cieszę się, że przede mną jeszcze dwa tomy tej interesującej opowieści. Już z niecierpliwością wyglądam historii Klary, a następnie Lilki – najmłodszych kobiet z rodziny Horczyńskich.
Polecam serdecznie.