Dzierżąc książkę w ręce wchodzę do ogrodu skąpanego w blasku ciepłych promieni jesiennego słońca. Październikowa aura zdążyła już odznaczyć się na liściach otaczających mnie drzew, fundując obfitość i bogactwo kolorów. Rozsiadam się na ławce i wpuszczam do płuc świeże powietrze nieskalane smogiem wielkich miast. W końcu otwieram powieść, ażeby stronica po stronicy zanurzyć się w historii, która sprawi, że zapomnę o roztaczającym się wokół mojej osoby pięknie tego świata.
Oto bowiem nastała pora, aby zawędrować po raz kolejny w tajemnicze rejony przeklętej przez Boga Starzyzny.
Druga część cyklu powieści grozy pióra Stefana Dardy, jest co najmniej tak samo dobra jak jej poprzedniczka. Starzyznę i Słoneczną Dolinę łączy bowiem wiele. Niemal bliźniacza liczba stron, ta sama mroczna atmosfera, te same postaci i te same lokacje.
Wydawać by się mogło, że mierzenie się kolejny raz z "wszystkim tym samym" wzbogaconym o nowe wątki, nie będzie najlepszym posunięciem ze strony autora.
Nic jednak bardziej mylnego.
Jak już kiedyś wspominałem, przeczytawszy Słoneczną Dolinę, czytelnik ma niewątpliwą ochotę na więcej. Świetna fabuła i znakomici bohaterowie, którzy byli wyznacznikami jej wielkości, w magnetyczny wręcz sposób sprawiali, że sięgnięcie po Starzyznę było tylko kwestią czasu.
Po pasjonującym zakończeniu pierwszej części Stefan Darda rzucił nas w wir kolejnych niesamowitych wydarzeń rozgrywających się w przeklętej wiosce na Roztoczu. Zdecydowanie najważniejszą pod względem fabularnym rzeczą w drugiej odsłonie cyklu jest fakt, iż większość wątków z "jedynki" w końcu się wyjaśnia. Wśród nich jest oczywiście ten najbardziej istotny - swoiste "genesis" całej klątwy, która sprawiła, że Starzyzna stała się miejscem opuszczonym przez wszelkie dobre siły. Z wątkiem tym wiąże się chyba jedno z najpopularniejszych i najsilniejszych tabu jakich możemy uświadczyć na polskiej ziemi. Chodzi o pozycję księdza, który często, zwłaszcza w małych, wiejskich społecznościach, urastał (i niestety urasta w dalszym ciągu) do roli kogoś niemal równemu Bogu, którego słowa, a przede wszystkim czyny, zawsze są słuszne i nie podlegają żadnej dyskusji. Ten aspekt został przedstawiony w Starzyźnie bardzo dokładnie nadając całej powieści posmaku mistycyzmu religijnego wymieszanego z ludowymi zabobonami i fałszywym pojmowaniem wiary, a co za tym idzie, zatarciem prawdziwego obrazu dobra i zła.
Kolejnym niezwykle ważnym elementem książki są bohaterowie. Nie zawsze jest tak, że w cyklicznych powieściach czytelnicy z każdą kolejną odsłoną coraz bardziej utożsamiają się z występującymi w niej postaciami. Tutaj sytuacja jest wręcz typowa dla dobrej serii - główni bohaterowie stają się niemal naszymi kumplami, których chcemy poznać lepiej. Współczujemy im każdego złego losu, cieszymy się, gdy udaje im się wyjść z opresji, chcielibyśmy aby cała akcja układała się dla nich jak najlepiej. Witold Uchman zdecydowanie wpisuje się w ten schemat, urastając do rangi "bohatera z przypadku", który kompletnie nieprzygotowany do swojej roli, musi zmierzyć się z siłami nie z tej ziemi.
Stefan Darda nie byłby świetnym pisarzem, gdyby nie jeszcze jeden aspekt. Po raz kolejny zaserwował nam nieoczekiwane, fascynujące zakończenie, w którym napięcie sięga zenitu dosłownie w ostatnim zdaniu. A co w związku z tym? Tylko jedno - sięgnięcie po trzecią część cyklu jest absolutną formalnością.
Starzyzna to wspaniały przykład na to, jak powinna wyglądać każda kontynuacja literackiego horroru zamkniętego w kilkuczęściowym cyklu. Jest to niesamowita, ekscytująca przygoda, w której odpowiednia atmosfera odgrywa pierwsze skrzypce, odrzucając na dalszy plan nieliczne, krwawe wątki powieści. Jest to książka, w której zaprezentowana historia stanowi niemal archetypiczny wizerunek walki sił dobra ze złem, gdzie jedna postać, niczym zbawca, próbuje podjąć nierówną walkę z odwiecznym wrogiem ludzkości.