„Pułapka pożądania” to powieść kryminalna przepełniona ciekawostkami. Zanim przystąpię do jej oceny zapytam się Was, jak zapatrujecie się na takie książki. Jesteście z tej grupy czytelników, którzy skupiają się na fabule? A może lubicie jak autor wplata w nią informacje z różnych dziedzin. Kiedy ja poznaję jakąś książkę, często zadaję sobie pytania o celowość pewnych zabiegów. Staram się ocenić, czy coś wniosły do książki i czy nie przeszkadzały w czytaniu.
Historia opisana w „Pułapce pożądania” jest oparta na matematyce. Kręci się wokół włamania do systemu bankowego i liczb – nie tylko sum na kontach klientów. Haker nie zadowala się wyłącznie zgarnięciem pieniędzy. Wygląda na to, że rabunek jest dla niego świetna zabawą, a groza sytuacji polega na tym, że zaczynają ginąc kolejni ludzie. Do zespołu śledczych zostaje włączony psycholog, Igor Jaskierski.
Intryga przedstawiona przez Karinę Krawczyk wydała mi się ogromnie ciekawa. Genialni hakerzy kojarzą się z osobami, które szybko i cicho popełniają swoje zbrodnie. Wydają cząstką wirtualnego świata, w którym działają. Dlatego atakowanie kolejnych osób i panika, którą agresor wzbudza swoim działanie, jest pewnym przełamaniem stereotypów.
Początek powieści był naprawdę niezły, jednak fabuła ma wiele niedoróbek. Wiecie jak to jest, na jedno niedopowiedzenie czy nielogiczność można przymknąć oko, ale kiedy one się mnożą, to drażnią gorzej niż kamień w bucie. U mnie zaczęło się od pytania, dlaczego akurat Igor Jaskierski został zaangażowany w tę sprawę. Psycholog, ale nie zajmujący się sprawami kryminalnymi. Sam wielokrotnie podkreśla, że nie ma doświadczenia w przesłuchiwaniu świadków, a jednak jest do nich wysyłany, nawet do takich po traumatycznych przeżyciach. Czy sam fakt przebywania akurat w Warszawie jest wystarczającym powodem? Przecież to duże miasto. Na pewno znajdzie się w nim wielu psychologów. Podczas czytania takich „dlaczego?” pojawiło się znacznie więcej, a czarę goryczy przelało stwierdzenie: „Kilka poszlak prowadziło właśnie do niego, zwłaszcza wygląd”[*]. Myślę, że autorka mogła poświęcić więcej uwagi tym mocniejszym poszlakom, bo sam fakt, że dana osoba przebywała w tym samym pociągu co ofiara i podejrzanie wygląda – swoją drogą, co to znaczy – to dość słabe przesłanki do oskarżenia.
W tej książce mamy jeszcze jeden dyskusyjny element. Karina Krawczyk ma tendencję do dygresji – stwierdzam to między innymi po jej innej powieści „Nazywam się Milion”. To jest bardzo sympatyczna i inteligentna kobieta, a ciekawość świata wręcz bije z jej powieści. Nie przeczę, że autorka pisze o wielu ciekawych zjawiskach, tylko te, dość rozbudowane, wtrącenia przeszkadzają w śledzeniu akcji. Powinny być płynnej wprowadzone i powinno być ich mniej. Mam wrażanie, że pisarka przedobrzyła w dzieleniu się fascynującymi faktami.
Pomimo sympatii jaką darzę Karinę Krawczyk, nie mogę nazwać „Pułapki pożądania” udanym kryminałem. Nie przeczę, że książkę czyta się dobrze i na swój sposób fabuła wciąga. Jednak, moim zanim, pisząc ją autorka poszła na łatwiznę. Jest w niej wiele szczegółów do dopracowania i to razi mnie w oczy.
[*] Karina Krawczyk, „Pułapka pożądania”, wyd. Oficynka, Gdańsk 2018, s. 167.