Z twórczością Kacpra Mielcarka miałam już okazję się spotkać przy okazji jego debiutu. Byłam ciekawa, jak rozwinął się w tym czasie i z wielką ciekawością sięgnęłam po Mitrydat. Książka nie jest długa, więc wiedziałam, że nie zajmie mi zbyt dużo czasu.
Historia opowiada o kobiecie, która pragnie uratować swojego ojca przed śmiercią. Poszukuje legendarnego mitrydatu, który ma niezwykłe właściwości. Nie ma jednak pewności, czy ten naprawdę istnieje. Powieść toczy się w przyszłości, gdy władzę nad światem przejął Syndykat – coś na kształt Kościoła. Akolici mają nadnaturalne zdolności, by chronić ludzi przed Pomórnikami. Tajemniczymi stworzeniami, które pojawiły się nagle na świecie.
Głównym problemem powieści jest jej długość. Świat jest rozbudowany, jest sporo bohaterów, ale nie ma miejsca, aby wszystko opowiedzieć. W konsekwencji historia ograniczona jest do absolutnego minimum i zaprezentowano nam sam jej miąższ, bez otoczki. Dla mnie było to niestety dość męczące, ponieważ pozbawiono mnie możliwości zaznajomienia się ze światem oraz bohaterami. Od razu zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń, nie mając pojęcia o czymkolwiek. Z czasem poznałam najważniejsze postacie, ale to wciąż było za mało. Często zastanawiałam się: kto to jest?! Brakowało mi możliwości poznania ich, ich problemów oraz uczuć. Zostałam pozbawiona możliwości polubienia ich i kibicowania w zaprezentowanej przygodzie. W świecie również nie umiałam się odnaleźć. Gdyby autor postanowił trochę przedłużyć tę powieść i spokojnie wprowadził nas w wymyśloną przez siebie rzeczywistość, dał nam czas na poznanie bohaterów, na pewno odbiór powieści byłby o wiele lepszy. Brakowało mi tutaj głębi, szerszego spojrzenia na opisywany problem. Mogłabym to porównać do gęstej mgły. Widzisz to, co kilka metrów przed Tobą, a poza tym jest biało. W Mitrydacie jest tak samo. Dostajemy opis tych najważniejszych wydarzeń, ale brakuje szerszej perspektywy, by to wszystko zrozumieć.
Drugim znaczącym problemem było zakończenie, przy którym miałam wrażenie, że autor nie ma na nie pomysłu. Nagle wszystkie wątki się urwały i… Tyle. Można się rozejść. Odpowiedzi na pytania, które zadawaliśmy sobie podczas czytania, odchodzą nieujawnione. Przykro mi to mówić, ale miałam poczucie, że autor sam ich nie zna i wybrał najprostszy sposób, aby nie musieć ich wymyślać – po prostu powieść nie przewiduje ich ujawnienia. Wątek głównej bohaterki – jej chęć uratowania ojca – również pozostaje bez zakończenia. Czuję wielki niedosyt, bo akurat tę postać zapamiętałam i byłam bardzo ciekawa, jak sytuacja się rozwiążę.
Mam mocno mieszane uczucia, ponieważ widać, że autor potrafi pisać. Niestety nie potrafi opowiadać. Jeżeli się nie mylę, Mielcarek wspominał kiedyś, że nie chce pisać długich powieści. W pełni rozumiem, ale w takim przypadku trzeba ograniczyć liczbę wątków. Gdybyśmy w Mitrydacie dostali historię Anieli – od początku do końca, czyli od momentu wyruszenia z domu, by ratować ojca, do jej powrotu, a wszyscy pozostali bohaterowie byliby tylko tłem dla jej przygody, istnieje możliwość, że również limit stron zostałby zachowany, a jednocześnie dostalibyśmy wszystko to, co dobra powieść powinna w sobie mieć. Tutaj niestety tych bohaterów i ich historii było zbyt dużo i powieść okazała się niewystarczająca.
Jeszcze na koniec kilka słów o błędach. O ile jestem w stanie przymknąć oko na pojedyncze literówki, rozumiem, że czasem można zwyczajnie nie zauważyć, tak tutaj te błędy były dużo bardziej rzucające się w oczy. Czasem brakowało słowa w zdaniu… lub kilku słów. Tak, jakby książka nie przeszła odpowiedniej korekty. To nie były błędy, które można przeoczyć podczas czytania i myślę, że nawet autor czytając swoją powieść by je zauważył (jak i każdy inny, który ją czyta). Nie wiem z czego to wynika i kto zawinił, ale niestety źle świadczy to o osobach odpowiedzialnych za poprawność książki.
Autor umie pisać. Jego warsztat, konstrukcja zdań jest dobra. Problemem jest budowanie opowieści, a tutaj jest problem. Przedstawiony świat jest za bardzo rozbudowany, a jednocześnie brakuje w nim szczegółów, które pomogłyby nam się w nim odnaleźć. Bohaterów dostajemy tylko z zewnątrz, brakuje możliwości zajrzenia im „do środka”, by zrozumieć motywy ich działania, targające nimi emocje i przede wszystkim by ich poznać. W książce dostajemy tylko to, co najważniejsze, same główne wydarzenia – brakuje otoczki, wstępu, zakończenia i głębi, która poszerzyłaby naszą perspektywę, dała czas odsapnąć od natłoku wrażeń. Wymyślona historia jest bardzo ciekawa i gdyby ją lepiej opakować, mogłaby z tego wyjść naprawdę dobra książka.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu NaKanapie.pl.