Od razu nadmienię, że zbędny był wątek miłosny rozgrywający się pomiędzy agentami FBI, zaserwowany w przesłodzony sposób, nie pasujący do głównego mocno akcentowanego, w którym króluje wyjątkowo inteligentny psychopatyczny morderca. W ogóle męczące były osobiste dywagacje bohaterów, co kilka stron, a nawet częściej, przeżywane przez nich wewnętrzne rozterki odwracały uwagę od tego, co powinno stanowić sedno w thrillerze, a wikłały nas w otchłań ludzkich przemyśleń. Gdyby chodziło tylko o samego morderce to ma wówczas silne podstawy, niech morderca odkrywa swe oblicze. Ale oddawanie się rozmyślaniom przez psycholog sądową Nikki Holden np w trakcje obdukcji i powrotu do lat dzieciństwa by odtwarzać w pamięci mało istotne dla sprawy epizody, jest jedynie zapychaniem treści. Nie będę wyliczać każdej takiej błahostki, która wypełnia strony "Mrocznej kolekcji", bo wyszedł by mi niezły elaborat zamiast opinii, jednakże tego typu szczegóły zwalniają przebieg akcji nie wnosząc nic ciekawego do fabuły.
Bohaterowie dość wyidealizowani. On: agent specjalny Brad Raines, piękny niczym Clooney (tak, tak, Autor sam pokusił się o takie porównanie-18s.) i równie piękna pani psycholog. Tak wszystko sugestywnie opisane, iż czasem miałam wrażenie, że już za chwilę rzucą się na siebie i to w obecności ofiar. Nie ma jak zastanawianie się głównego bohatera, pochylającego się nad zwłokami młodej kobiety, o pięknie pani psycholog. Takie odniesienia i to praktycznie od początku fabuły bynajmniej nie świadczą na korzyść thrillera, robiąc z niego w tym wypadku romantyczną papkę. A jeśli do tego dodamy, że Nikki staje się celem misternego planu i że on, wspaniały agent będzie ratował damę z opresji, zaczyna powtarzać się schemat często wykorzystywany w tego typu powieściach. Grunt, żeby było to wszystko emocjonująco zaprezentowane przez autora, ale styl Dekkera bynajmniej nie wnosi niczego dobrego w tym temacie.
Co kawałek jest tez powtarzane, że Kolekcjoner to psychopata, człowiek zaburzony psychicznie, a przecież same czyny świadczą o tym, z jakim typem mamy tu do czynienia. Jakby agenci nie potrafili wysnuć dalej idących wniosków, a jedynie przerzucają się słówkami. A sam oprawca jest na tyle widać zadufany w sobie, że również nie raz, nie dwa, wyrazi się tak o sobie.
Po kolejnej książce Dekkera zauważam, iż Autor ma skłonności do skupiania się na szczegółach psychologicznych portretów swych bohaterów, obdarzając ich wynurzeniami z głębi podświadomości. Na ile to jest potrzebne treści w jego książkach? Na tyle, by z krótkiej historii stworzyć pięciuset stronicową makabrę rozgrywającą się głownie w umysłach psychopatów oraz ludzi ich ścigających. Powiedziałabym, iż więcej w "Mrocznej kolekcji" przemyśleń bohaterów, niż żywiołowej akcji. Wszystko zostaje rozciągnięte w wywodach odtwarzanych przez każdą postać, więc dojście do celu trochę zajmuje. A sam finał? Cóż.. gdybym czytała tę książkę naście lat temu, to mogłabym zobaczyć w niej więcej pozytywów, a dziś odkrywam tylko kilka schematycznych posunięć w fabule i nużące wywody bohaterów.