Ten kryminał słowacki z gatunku retro jest trochę w stylu naszego Ćwirleja, mamy oto śledztwo w sprawie morderstwa z 1985 r. ale rzecz cała dzieje się w roku 1992, czyli już po obaleniu komunizmu na Słowacji. Niemniej nad książką unosi się duch StB, czyli wszechmocnej tamtejszej bezpieki, która w czasie komuny stała ponad prawem i mogła bezkarnie mordować ludzi, zresztą tak jak bezpieka w innych krajach byłego bloku sowieckiego.
Rzecz cała zaczyna się tak, że w czasie robót budowlanych na cmentarzu robotnicy wykopują trumnę, która im się przypadkowo otwiera i znajdują gwóźdź wbity w czaszkę denata, a potem już leci.
Głównym śledczym i bohaterem książki jest detektyw Krauz, taki młody pistolet, ostry i prący do przodu, oczywiście pod względem moralnym bez zarzutu, może trochę za dużo pije i zaniedbuje rodzinę, ale który glina tego nie robi? W czasie śledztwa popada w konflikt z funkcjonariuszami byłej bezpieki, którzy wciąż są potężni, i niełatwo ich pokonać. Dzieje się sporo: morderstwa, strzelaniny, itd. itp.
Największą siłę książki upatruję w jej warstwie obyczajowej, mamy tu sporo świetnie zarysowanych portretów, od starego księdza co lubi rzucać łacińskie przysłowia, poprzez zgorzkniałą kobietę z administracji cmentarza, zdziwaczałego profesora i wielu innych. Książka pokazuje też stopień zastraszania i zniewolenia społeczeństwa u naszych południowych sąsiadów (jeśli autor pisze prawdę) u nas tak źle nie było…
Niestety, pod koniec rzecz cała skręca od poetyki mrocznego i tragicznego kryminału w stronę przygody w duchu Dana Browna czy pana Samochodzika. Dominują wyścigi między Krauzem i mitycznym generałem, dosyć sztampowo opisane. Zawody typu kto szybciej kto lepiej, oczywiście Krauzowi i jego kumplom przydarzają się różne przygody, ale wiadomo, że wyjdą z nich cało. Zatraca się zupełnie tragiczną atmosferę powieści niestety. Poza tym rzecz cała skręca mocno w stronę farsy, na przykład scena na dworcu kolejowym wygląda na jakąś parodię powieści sensacyjnej. Może to największy problem z tą książką, nie wiadomo czy to rzecz poważna czy też satyra, autor jakby nie może się zdecydować.
Słuchałem audiobooka w rewelacyjnej interpretacji Macieja Stuhra, który zdecydowanie nadaje książce rys satyryczny, wspaniale naśladując różne style mówienia, a to starego dziadka, a to dojrzałej kobiety, a to lekko szurniętego profesora. Bardzo to było zabawne, z pewnością przydał się tutaj jego talent parodystyczny.