Błąd w zamówieniu zmusza pracownicę sklepu z ekskluzywną odzieżą dla mężczyzn - Vivianę - do wizyty w domu nieprzyzwoicie bogatego Rhysa Millera. Z czasem kobieta zaczyna rozumieć, że ich pierwsze spotkanie wcale nie było przypadkowe, a znajomość z mężczyzną zmieni jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Mafijne porachunki i demony przeszłości wciąż dają o sobie znać, a dotychczas zwyczajna dziewczyna staje się graczem w naprawdę niebezpiecznej rozgrywce.
Zacznę od okładki, która jest czymś totalnie w moim guście. Książkę samą w sobie czytało się szybko i bardzo lekko. Styl autorki nie jest wymagający, tak samo zresztą jak fabuła. Losy mafijnej rodziny i cała jej historia niewątpliwie były najmocniejszym elementem tej książki. Motyw zemsty zawsze się sprzedaje i nie inaczej było w tym przypadku. Uważam, że to jedna z lepszych fabuł związana z tematem mafii, jednak cała historia podobała mi się tylko połowicznie. Dużo gorzej miały się tu bowiem wątki typowo obyczajowe oraz romansowe. Właściwie to właśnie one zabiły całą radość zapoznawania się z kolejnymi stronami.
Książka to liczne wzloty i upadki. Sceny związane bezpośrednio z tematem mafii budziły jako takie emocje, jednak zaraz potem cały klimat siadał, bo autorka dużo bardziej skupiła się na tej gorszej części swojego pomysłu. Bohaterowie płytcy jak woda w brodziku. Zaskoczeniem była dla mnie postać Vivi. Nie była ani przesadnie złośliwa, ani rozmemłana niczym makaron, który potrafię koncertowo zepsuć. Nie irytowała, ale również nie zachwycała - znajdowała się gdzieś na środku mojej skali, co jest małym sukcesem. Niestety - im dalej w las, tym gorzej. Największe rozczarowanie tej historii to zdecydowanie Rhys. Niby tajemniczy, niby zaborczy, niby niebezpieczny, ale w rzeczywistości całkowicie beznadziejny. Często znika, pojawia się nagle, potem znów wyjeżdża, a jedyna mądrość, jaką nam serwuje, to przekonywanie Viv, że ta należy do niego i że są sobie przeznaczeni. Chemii między nimi również jest tyle, co kot napłakał. Autorka bardzo łatwo pominęła temat rozwoju znajomości, niezbyt zgrabnie przeskakując do scen łóżkowych i uczucia, w które ja nie uwierzyłam w ogóle. Nie ma rozmów, nie ma poznawania się, a wszystko, co Vivi wie o swoim ukochanym, to informacje zdobyte od osób trzecich. Ponadto dużo lepszy kontakt niż z nią Rhys ma z jej babcią. Babcią, która byłaby postacią całkiem zabawną, gdyby nie fakt, że wszelkiej maści komediowe scenki są wpychane niemal na siłę i z czasem robią się po prostu męczące. O całej reszcie postaci nie mam do powiedzenia wiele, ponieważ było ich sporo, ale w niewielkich ilościach i wyrobienie sobie jakiejkolwiek opinii jest niemożliwe. W niemieckim literaturoznawstwie istnieje taki ładny termin ,,Funktionsfigur'' (nie wiem, czy mamy polski odpowiednik?) - dana postać jest jedynie pretekstem do tego, by główne postaci się ze sobą spotkały i nawiązały pierwszy kontakt. Miałam wrażenie, że pani Siepielska naszpikowała swoją książkę właśnie takimi bohaterami.
Niestety to, co przede wszystkim skłoniło mnie do sięgnięcia po tę serię, stało się wątkiem pobocznym i tłem dla romansu, który wcale nie budzi we mnie większych emocji. Potencjał mafijnej tematyki został zmarnowany na rzecz obyczajowych wątków i niezbyt wiarygodnej miłosnej historii, o której prawdopodobnie bardzo szybko zapomnę. Mam w planach dwie kolejne części i w zasadzie czekają już na mojej półce, ale czy faktycznie po nie sięgnę? Może w jakiś niezwykle nudny, zimowy wieczór.