Moje kolejne spotkanie z Louise L. Hay nabrało nieco nietypowego wymiaru. Otóż, zamiast czytać kolejną książkę tej nieprzeciętnej orendowniczki pozytywnego myślenia, zmierzyłam się z formą dość minimalistyczną. Zamiast zmagać się z setkami stron, postawiłam na 64 malutkie karty – każda, mimo, że dwustronnie zapisana, zawierająca najczęściej nie więcej niż dwa, trzy zdania.
Zaczynając od początku, chciałabym przedstawić postać samej autorki. Louise L. Hay to kobieta-dynamit. Amerykanka ma 86 lat, oraz niesamowite doświadczenie w dziedzinie samorozwoju i samoleczenia. Jest założycielką wydawnictwa publikującego materiały mające na celu uzdrawianie naszej planety. Sama Louise nie poprzestaje na laurach, tańczy, maluje, ciągle tworzy, a uśmiech nie schodzi z jej ust. Jej szczęśliwe życie wydaje się oczywistością, a jednak nie musiało tak być. Hay ma za sobą nieszczęśliwe dzieciństwo u boku brutalnego ojczyma i jemu podporządkowanej matki. Nie posiada dyplomu ukończenia szkoły wyższej, a jednak swoją mądrością przewyższa nie jednego naukowca. Co czyni z niej giganta pozytywnej energii? Skromność, oraz wiara w potęgę własnych myśli.
Jak twierdzi sama Louise Hay, nasz mózg nie odróżnia tego co jest, od tego co mogłoby się stać. Dlatego tak ważne są nasze pozytywne myśli. Mówiąc “jestem szczęśliwa”, stajemy się szczęśliwi. Mówiąc “jestem spokojna” uspokajamy się.
Przejdźmy jednak do samych kart. Opierając się na zasadzie pozytywnych afirmacji, tak zbawiennych dla naszego mózgu oraz całego życia, Hay skonstruowała talię kart, które mają za zadanie wybawić nas z najokrutniejszych nawet tarapatów. Wystarczy wyciągnąć jedną (dowolną, lub wybraną) kartę i mocno uwieżyć w jej przesłanie. Karty poświęcone są kluczowym problemom naszego życia. Ja zaklasyfikowałabym je do następujących działów: praca i kreatywność, miłość do siebie i innych, akceptacja obecnej sytuacji, stawianie na teraźniejszość, wewnętrzny spokój. Oczywiście, każdy ma prawo do własnej klasyfikacji, oraz do użytkowania kart na swój ulubiony i najbardziej efektywny sposób. Ja na przykład zabieram karty wszędzie ze sobą, a w wolnej chwili (ostatnio przed egzaminem) powtarzam afirmację z jednej z nich.
Z praktycznego punktu widzenia, karty są po prostu idealne – niezwykle dopracowane i kolorowe. Rysunki ozdabiające karty zadziwiają starannością i pomysłowością. Jedne prezentują postać lub konkretną scenę, inne są tylko zbiorem zawijasów, kresek i kropek tworzącym spójną całość. Na wzmiankę zasługuje fakt, że kiedy trzymamy całą talię w zwartym stosie możemy dostrzec, iż grzbiety kart pokryte są drobinkami złota. To wyjaśnia dlaczego po kilku minutach odczytywania afirmacji nasze ręce okryte są złotym pyłkiem. Iście magiczny efekt. Całość mieści się w twardym, tekturowym pudełku, które skutecznie chroni karty przed zniszczeniem. Same karty są wykonane ze śliskiego, utwardzonego papieru. Nie są grube, ale z drugiej strony spokojnie można je wsunąć do portfela lub nawet bezpośrednio do kieszonki w torebce, bez strachu, że się pogniotą.
Podsumowując, chciałabym Was serdecznie zachęcić do zaopatrzenia się w mały, zielony kartonik z ogromnym ładunkiem miłości i spokoju w środku. Myślę, że każdy kto miał kiedykolwiek ochotę rzucić wszystko i wybiec z domu, pracy czy sali wykładowej, stoi teraz przed szansą spojrzenia na jedną z 64 kart i odnalezienia sensu w tym co robi, miłości wśród otaczających go ludzi, oraz siły, która w nim drzemie.