„Był niebieskim ptakiem i uwielbiał latać w przestworzach niczym nieograniczony, unosząc się na prądach życia, i dokładnie wiedział, dokąd zmierza”
Uwielbiam książki Mieczysława Gorzki. Jego seria Cienie Przeszłości sprawiła, że właściwie polubiłam się z polskimi książkami. W 2020 roku zasłuchiwałam się w audiobooku „Martwego Sadu” i już wtedy wiedziałam, że przeczytam każdą książkę spod pióra autora. Trochę zwolniłam z czytaniem i mam niewielkie opóźnienia, ale najnowszej książki nie mogłam odpuścić.
„Poszukiwacz zwłok” to książka wielowymiarowa. Opowiada o seryjnym mordercy — Poltergeiście, którego bezskutecznie szukają śledczy z wrocławskiej policji. W końcu Piotr Żołnierz obiecuje, że złapie nieuchwytnego mordercę. Gdy mu nie idzie, zostaje zastąpiony przez komisarz Laurę Wilk. Czuje się upokorzony, bo to kobieta zajęła jego miejsce na czele grupy dochodzeniowej i od razu potraktowała go jak kolejny pionek w grze. W międzyczasie policyjny psycholog Maciej Lesiecki dostaje zadanie od nieznajomej. Kobieta prosi go o odnalezienie zwłok młodej kobiety. Laura Wilk mimo nawału zadań zaczyna pomagać Lesieckiemu odnaleźć zwłoki. Wkrótce oboje wpadają w pułapkę i muszą walczyć o życie.
Początek tej książki był dosyć ciężki i toporny. Nie wiem skąd takie wrażenie, ale na początku nie mogłam się wkręcić w tę historię. Bohaterowie doprowadzali mnie do białej gorączki, a dodatkowo nic nie rozumiałam. Autor wrzucił nas dosłownie w sam środek śledztwa. Gdy już zaskoczyło, to dosłownie nie mogłam się oderwać. Strony przeskakiwały mi między palcami, a fabuła zapierała dech. Byłam tak wkręcona w tę historię, że w każdej wolnej chwili włączałam audiobooka, którego czyta Filip Kosior (tym bardziej nie mogłam się powstrzymać od słuchania). I tak minęła połowa książki i dopiero wtedy zaczęło się dziać.
Bo druga połowa to dosłownie jazda bez trzymanki i rollercoaster emocji. Bohaterowie nadal doprowadzają do białej gorączki, rzucając co chwila seksistowskie teksty. Jedynie Wilczyca i Maciej Lesiecki wzbudzili we mnie nić sympatii. Najgorszy z nich był Żołnierz i jestem pod wrażeniem tego, jak autor konsekwentnie poprowadził jego postać od początku do końca książki. Ogólnie bohaterowie byli świetnie napisani. Co mnie w sumie nie dziwi, biorąc pod uwagę poprzednie książki autora, które przeczytałam. Jestem zachwycona tym, jak autor poprowadził fabułę, mimo że momentami można się było pogubić.
Bo wątków w tej książce jest co niemiara. Przeskakujemy z jednej akcji do drugiej. Od jednego wydarzenia do drugiego. Szukamy powiązań, wskazówek, szczegółów, które mogą naprowadzić nas na zakończenie. Jednak autor zręcznie nami manipuluje. Wszystkie wydarzenia są ze sobą powiązane, a cała fabuła zadziałała jak dobra maszyna, w której wszystkie tryby idealnie do siebie pasują. Autor w „Poszukiwaczu zwłok” dopracował wszystko. I gdy już myślałam, że wszystko rozgryzłam, to autor dosłownie zaśmiał mi się w twarz. I okazało się, że dałam się omamić.
Mimo że w książce jeden wątek goni drugi, a ich ilość może przytłaczać, to nic tutaj nie zgrzytało. Mieczysław Gorzka poruszył w swojej książce wiele tematów: porachunki mafijne, korupcję w policji i prokuraturze, politykę i co najważniejsze to, czy człowiek może się zmienić i czy dobro zawsze zwycięża i czy działanie wbrew prawu, ale dla dobrych celów jest uzasadnione.
Mimo początkowego zawahania finalnie totalnie weszłam w tę historię i liczę na jej kontynuację. Szczególnie że nie wszystkie wątki zostały zakończone. Liczę na kolejne obgryzione paznokcie i jeszcze więcej westchnień irytacji i przewracania oczami.