Rzadko sięgam po literaturę obozową, ponieważ wywołuje ona we mnie wiele emocji, a przede wszystkim po lekturze dopada mnie nostalgia. "Walizki" udało mi się znaleźć na jednym ze straganów nad morzem, porzuconą w kącie, lekko przykurzoną. Kiedy zobaczyłam okładkę, zdecydowałam, że wyruszę w bolesną podróż razem z Danielą Palumbo i bohaterami powieści. Jak się z czasem okazało, dla niektórych była to podróż w jedną stronę, ciągnąca się niczym niekończąca się opowieść.
Nigdy w życiu przy takich książkach nie umiem powiedzieć, że coś mi się w nich podobało. Nie przechodzi mi to przez gardło, ponieważ sam proces czytania jest dla mnie w tych przypadkach czymś bolesnym. Za każdym razem przeraża mnie to, w jaki sposób i jak szybko ludzie mogą stać się potworami, których powinniśmy się bać. Polubiłam każdego z bohaterów i bardzo ciężko było mi się rozstać z każdym z nich. Szczególnie że nasze spotkania niestety były krótkie, to czego przy nich doświadczyłam, zostanie w mojej pamięci i sercu na zawsze.
Kiedy poznałam Carla, wiedziałam od razu, że będzie to przyjaźń mimo jego naiwności. Razem lubiliśmy patrzeć na pociągi, które mijały siebie nawzajem, nie pytając, dokąd jadą. Uwielbiałam jego śmiech kiedy kulturalnie kłaniał się każdej pasażerce bądź pasażerowi i prosił o bilet do kontroli. Niektórzy traktowali go pobłażliwie, uśmiechając się i wręczając bilet, inni natomiast udawali, że jest powietrzem, myśląc, że to żarty. Niejednokrotnie chciałam interweniować, powiedzieć, że przecież to tylko dziecko. Kiedy Carlo przyszedł do mnie i powiedział, że nie może się już uczyć w szkole, myślałam, że na widok jego przepełnionych smutkiem oczu, pęknie mi serce. Wszystko potoczyło się lawinowo. Najpierw szkoła, potem zabranie ojca z domu, gdzie po powrocie nigdy nie był już taki sam. W końcu zniknął, bez słowa. Zostały mi tylko wspomnienia o Carlu i jego walizka, porzucona wśród wielu innych, niczym nic niewarty śmieć.
Z Hannah natomiast była to zupełnie inna sprawa. Nie spędzałyśmy ze sobą wiele czasu, miała w końcu niepełnosprawnego brata i ukochaną przyjaciółkę, za którą skoczyłaby w ogień. Wszystko zaczęło się sypać kiedy w Niemczech wprowadzono zakazy dla Żydów, uważając ich za kogoś gorszego. Pękało mi serce patrząc z daleka na łzy Hannah, kiedy wszyscy omijali ją z daleka tylko dlatego, że była Żydówką. Nie dowierzałam kiedy szeptała mi, że zabrali jej małego braciszka do szpitala, z którego już nigdy nie wrócił. Mam nadzieję, że tam, gdzie jest teraz Hannah, dalej może liczyć gwiazdy dla swojego braciszka. Oboje zdziwiliby się, jakby wiedzieli, jak mało jest teraz gwiazd na niebie.
Historia Emeline była zgoła inna. Była sympatyczną dziewczynką, a najbardziej lubiłam, jak opowiadała o swoich niebieskich okiennicach. Nie będę zdradzać wam wiele. Historię Emeline i Dawida poznacie już sami. Mam nadzieję, że przepadniecie tak jak ja.