Miłość – moim zdaniem jest to bardzo powszechny temat, możemy się na niego wszędzie (lub prawie) natknąć czy to w filmach, muzyce, książkach, poezji. W walentynki sklepy zasypują nas „słodkimi” misiami, serduszkami, poduszkami i innymi pierdołami, które mają wyrazić naszą miłość do drugiej osoby. Czasami aż chce się wymiotować tęczą, a jednak! JA – nienawidząca walentynek i prymitywnego okazywania sobie uczuć osoba (w takim sensie, że idzie pan za panią i łapie ją za tylną część ciała), zapragnęłam przeczytać książkę właśnie o tym uczuciu.
Dzisiaj przymknę oko na te wszystkie rzeczy, które mnie denerwują(ale nie wszystko, są takie piosenki i filmy, które uwielbiam słuchać/oglądać) i skupię się na książce Evana Mandery’ego o ponadczasowej historii miłosnej.
Życie to pasmo komplikacji - odpowiada Ja-60B, po czym milkniemy obaj.
Już na samym początku opowieści, główny bohater, którego imię i nazwisko pojawia się tylko raz(!!!), poznaje kobietę, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia. Ich spotkanie miało miejsce w kinie, podczas seansu. Połączyła ich dosyć niezręczna sytuacja, a raczej pewna osoba na sali, która wykonywała bardzo nieprzyzwoite czynności. Jak to bywa, John zaprasza Quentinę (wszyscy znajomi na pannę Deveril mówią Q) na pierwszą randkę, potem ona zaprasza jego i tak nawzajem siebie zapraszają, aż okazuje się, że nie potrafią bez siebie funkcjonować. Brzmi banalnie, prawda? Potem zamieszkują razem, John zaczyna angażować się w sprawy swojej ukochanej, tj. pomaga uratować ogród komunalny, jednak ich wysiłki idą na marne.
W pewnym momencie główny bohater dostaje wiadomość, najlepsze, że była napisana jego charakterem pisma i tak spotyka samego siebie, tylko znacznie starszego. Ja-(tutaj proszę podać wiek), bo tak nazywa wszystkie swoje wcielenia, które spotka każe mu robić przeróżne rzeczy. Zranić i odejść od Q, która była jego prawdziwą miłością, potem inne wcielenie rozkazuje mu zainteresować się inną kobietą, a kolejne jeszcze krytykuje jego twórczość (John jest pisarzem). Za każdym razem, kiedy spotka „siebie”, tamta osoba chce od niego czegoś innego, aby w przyszłości nie żałował.
Samotność może być bardziej katastrofalna w skutkach, niż ci się wydaje. Fajnie jest zobaczyć świat, jednak pod koniec życia znacznie bardziej wartościowe będą więzy międzyludzkie, jakie uda ci się do tego czasu stworzyć. strona 305
Cała dotychczasowa historia jest oparta na teraźniejszości głównego bohatera, wszystkie jego wcielenia pochodzą z przyszłości, gdzie wynaleziono podróże w czasie. W ostatniej części poznajemy starszego Johna, który wykonywał wszystko, co kazały mu poprzednie wcielenia i tak doskwiera mu samotność i ból w kolanie. Teraz to jego teraźniejszość. Postanawia przenieść się w przeszłość i… No właśnie, sami się przekonajcie co go spotkało. ;]
Myślę, że pomysł pana Mandery’ego jest świetny, niestety długość niektórych opisów zanudzała mnie. W niektórych momentach te wcielenia mieszały mi się i musiałam wrócić do poprzednich stron, aby poukładać sobie w głowie to i owo. Jednak historia Johna Grishama bardzo mi się spodobała. Stwierdziłam, iż był on taką marionetką. Sterowali nim jego przyszłe wcielenia.
- Nadal nic nie rozumiesz. Nie ma sprawdzonej ścieżki do szczęścia i sławy. Człowiek może jedynie mieć nadzieję, że uda mu się zgłębić tajemnice egzystencji i osiągnie pewien poziom wewnętrznego spokoju.
- W jaki sposób?
- Dzięki książkom. Należy poznać twórczość Boethinusa, zgłębić mądrości Wittgensteina, Dickensa i Prousta. Tylko w ten sposób można dostąpić zbawienia. strona 318
Często zastanawiam się nad tym jak będę wyglądać w przyszłości, co będzie mi dolegać, jaka będę. Czy znajdę „tego jedynego”, kogo będę lubić, a kogo nie. Czy praca pochłonie cały mój czas, czy wreszcie przygarnę kociaka ze schroniska? Pomimo tej ciekawości nie chciałabym spotkać tej starszej wersji mnie, bo może „tamta” Ola chciałby wykorzystać mnie jak wcielenia głównego bohatera? Nie dziękuję. Wolę przeżyć moje życie takie jakie ma być. Spróbuję wszystko przyjąć „na klatę”.
Może to nie jakaś mega giga tera ambitna lektura, ale czyta się w miarę przyjemnie. Piękna, prosta okładka, bardzo przyjemna w dotyku i C-U-D-O-W-N-I-E pachnący papier nie pozwalał oderwać mi się od lektury ponadczasowej historii miłosnej.
Polecam ;]