Na ogół czytam powieści, które powstały dość niedawno. Nie robię tego celowo, po prostu takie wpadają mi w ręce. Ostatnio jednak mój wzrok wyłapał okładkę książki autora, którego nie znałam wcześniej i o którym nie słyszałam choćby wzmianki, a tym autorem był Brian Aldiss, książką zaś jego „Cieplarnia”, za którą otrzymał nagrodę Hugo.
***
To jedna z pozycji, którą wybrałam totalnie w ciemno, urzeczona okładką i dziwną, podobną do ludzkiej kobiecą, postacią sugerującą utwór fantastyczny. A przeczytawszy przedmowę napisaną przez Neila Gaimana zdałam sobie sprawę, że powiedziane zostało już wszystko, a mnie pozostaje tylko przytaknąć. Jeśli sięgnięcie po „Cieplarnię” nie omijajcie proszę przedmowy, czy też przed przeczytaniem, czy już po. To doskonała analiza tego utworu i w jasny, przejrzysty i literacki sposób ujawni Wam naturę tego utworu.
„Ponura, lecz hipnotyzująca wizja przyszłości naszej planety (…).” Tak czytamy w opisie, a po przeczytaniu całej powieści zgadzam się z tym określeniem w każdym calu. Autor stworzył niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju świat przyszłości, a nowa rzeczywistość to nowe gatunki, nowe nazwy, nowe prawa rządzące ową rzeczywistością. Ziemia zamarła w bezruchu, zdominowana przez rozrosłego to planetarnych rozmiarów drzewa figowego i połączona jest, podobną do pajęczej, siecią trawerserów z Księżycem, również nieruchomym, choć nie martwym. Słońce zaś znajdujące się niemal u kresu swego istnienia. Gatunek ludzki podzielił się, zmienił, ewolucyjnie nie postąpił na przód, ale cofnął się, zmniejszył, całkowicie poddał się żądzy instynktowi przetrwania.
***
Zaskoczył mnie bezmiar kreatywności Aldissa. To co stworzył w „Cieplarni” jest nieporównywalne do niczego co znałam wcześniej. Nie będę ukrywać, że nazwy gatunków przyprawiały mnie o zgrzytanie zębami. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, czy powód jest inny, ale nazewnictwo szczególnie zwierząt było nie do przeskoczenia.
Sam język utworu jest uniwersalny, próżno by doszukiwać się w nim jakiejś specyfikacji mogącej go wtłoczyć w określone ramy czasowe. To sprawia, że „Cieplarnia” jest ponad zmianami i ewolucjami języka literackiego.
***
Oryginalny i jeszcze przeze mnie nie spotkany wcześniej jest sposób prowadzenia fabuły. Przywykliśmy, że skupia się ona na bohaterach. „Cieplarnia” zaś czyni bohaterów swego rodzaju pionkami, nieświadomymi przewodnikami po obcym i niebezpiecznym świecie Ziemi stworzonej przez Aldisa. Chociaż za głównych bohaterów można by uznać Lily-yo i Grena, to jednak najważniejsza jest tu przyroda, prawa rządzące tym światem. Postaci zaś dają nam, czytelnikom, odpowiedzi jak do tego wszystkiego doszło i dokąd zmierza. Bohaterowie przeżywają swoje przygody, autor opisuje ich realia, ale to do czytelnika należy cały proces analityczny. Gren i reszta zajęci są swoją walką o przetrwanie.
Tam gdzie walka o przetrwanie, tam i brutalność. Nie brak jej w tej powieści, ale nie jest ona szczególnie eksponowana i opisana z detalami, nie o to bowiem chodzi. Jest efektem walki o życie, o zachowanie gatunku. Trudno było mi przejść do porządku dziennego nad grupą dzieciaków, z których najstarsze miało raptem dwanaście lat, pozostawione samym sobie, zdolne jednak do zatroszczenia się o swoje bezpieczeństwo i pożywienie, nie mniej brutalne niż dorośli, kierujący się instynktem, który takim młodzikom nakazywał bezwzględną walkę, a także przedłużenie gatunku. Wchłonięta przez mroczny świat autora zepchnęłam gdzieś w tył głowy te obrazy, tłumacząc sobie, że to inny świat, inne prawa, inny gatunek rządzący się odmiennym cyklem życiowym.
***
Postać Grena traktowałam jako głównego bohatera, gdyż to dzięki jego wyprawie mamy okazję poznać jasną stronę Ziemi, a także i fragment tej, która już niemal łączy się z ciemnością. Niepokorny, lubiący postawić na swoim, mający swoje zdanie jest idealnym bohaterem. Bywały jednak momenty w powieści, że niezbyt go lubiłam. Mam na myśli tę część, w której był nosicielem grzyba. Trzeba jednak przyznać Aldissowi, że genialnie wymyślił rolę tego pasożyta, nie tylko w świecie, który jest nam dany obserwować dzięki Grenowi, ale i tysiąclecia wcześniejsze. To przerażająca wizja. A sam Gren zaś, czy stałby się tym kim się stał, gdyby nie grzyb?
Śledząc losy tego chłopaka widać jaką drogę przechodzi i jakie zmiany w nim samym zachodzą. Poznajemy Grena dzieciaka, samowolnego i hardego, żegnamy Grena mężczyznę.
***
Uczciwie powiem, że była to również jedna z najdziwniejszych książek jaka trafiła w moje ręce, choć mogłabym stwierdzić, że trafiła w nie przypadkowo, to nic co nas spotyka nie dzieje się przez przypadek. Z pewnością „Cieplarnia” jest godna polecenia i szerzenia jej popularności, jednak nie każdemu jej specyficzna forma może przypaść do gustu.
***
Sięgając po „Cieplarnię” Briana Aldissa nie spodziewałam się tak doskonałej lektury. Dziwaczne, czasem trudne do wymówienia nazwy, ustępowały miejsca bogactwu wyobraźni przedstawionego świata i ponurej, pesymistycznej, ale jakże fascynującej wizji przyszłości zdominowanej przez florę.
Czy polecam? Bez wątpienia i jeśli macie otwarte umysły z pewnością się nie zawiedziecie.